piątek, 10 lipca 2015

Rozdział osiemnasty

Ron zerknął mu przez ramię i przeczytał dokładnie treść listu od Syriusza. Zastanawiało go, dlaczego odezwał się dopiero teraz, ale skarcił się od razu za swoją głupotę, kiedy przypomniał sobie, że miał wyraźny zakaz kontaktowania się z Harrym. 
- Ale się cieszę!- krzyknął Potter. Pani Weasley podeszła do niego i przytuliła go z całych sił. Przez chwilę poczuł się jakby tuliła się do niego mama, ale to jednak nie było to. 
- Kochaneczku, twoja zmiana, musisz usiąść przy Hermionie na wszelki wypadek- powiedziała łagodnie.
- Nie ma sprawy.- odparł. Poczłapał do pokoju i usiadł na krześle obok leżącej i nieprzytomnej Hermiony. Kiedy na nią patrzył czuł narastające wyrzuty sumienia. Gdyby odnalazł chociaż jednego horkruksa wszystko byłoby inne, ale nie mógł się poddawać. Czekał na wyraźne sygnały od Dumbledore'a. Musiał zabić tego drania, bo inaczej wszyscy jego bliscy zostaną zabici a on sobie tego nigdy nie wybaczy. Poczuł, że ktoś dotyka go za ramię. Odwrócił głowę i zobaczył zapłakaną Ginny, która uśmiechała się do niego blado. Zajęła miejsce obok niego.
- On... On siedzi u niej... prawda?- zapytała przez zaciśnięte gardło.
- Tak... Remus jest w tej chwili przy Tonks.- odpowiedział. Kiedy widział, że ukrywa twarz w dłoniach natychmiast ją przytulił z całych sił i zaczął pocieszać.
- Csii... Nie płacz już, wszystko się jakoś ułoży. Zobaczysz.
- Ale... Ale ja nie umiem o nim zapomnieć pomimo tego, że wiem, że będzie znowu z Tonks.
- Ginny, tak mi przykro...
- Proszę proszę, szybko znalazłaś sobie pocieszyciela, Weasley.- powiedział kpiarskim tonem Snape, który stał oparty nonszalancko o ścianę.
- Jak pan śmie! Nic pan nie wie, więc niech się pan nie wtrąca w nie swoje sprawy.- powiedział Harry twardym tonem.
- Jeszcze jedno słowo Potter, a wylecisz stąd szybciej niż zdążysz powiedzieć "jestem kretynem".- dodał. Harry zacisnął ręce i zęby po czym wstał od krzesła i wyszedł do kuchni. Słyszał jak Snape mówi formułki jakichś zaklęć, pewnie sprawdzających. Ginny znowu poszła do swojego pokoju i aż do wieczora z niego nie wychodziła.
***
Remus siedział oparty o łóżko Tonks. Wciąż wyglądała okropnie, to znaczy jej rany wyglądały źle, ale kolor jej włosów stał się mysi odkąd z nim zerwała. Widział jej zapadnięte oczy, bladą cerę i zdecydowanie wychudzone ciało. Bał się, że gdy się obudzi, wyrzuci go stąd. Doskonale wiedział, że nie łatwo będzie ją odzyskać, ale postanowił stawić temu czoła. Co do Ginevry, wiedział, że to co zrobił było bardzo niestosowne, bo ona była od niego o dużo młodsza. Patrzył daleko, przez okno na błonia, które zalewały się gorącymi promieniami słonecznymi. Nagle poczuł drgnięcie ręki Nimfadory.
- Hej, maleńka...- powoli otwierały się jej oczy, ale widocznie światło bardzo ją raziło. Wyglądała jakby nie wiedziała gdzie jest, kiedy patrzyła po sali. W końcu napotkała się na jego wzrok. Otworzyła szerzej oczy i po sekundzie miała je jak pięć galeonów. Remus bał się tego co zrobi i miał rację. Wymierzyła mu ostre uderzenie w policzek, że aż głowa mu się przekrzywiła.
- Rozumiem, że nie chcesz mnie widzieć?- powiedział powoli. 
- Nie. 
- Mam dla Ciebie twoje ulubione kwiaty, wsadziłem je do wazonu, specjalnie dla Ciebie Doro...
- JEŚLI ZARAZ NIE OPUŚCISZ TEGO SKRZYDŁA SZPITALNEGO TO TE KWIATKI NIE BĘDĄ WSADZONE W WAZON TYLKO W TWOJĄ...- Krzyczała tak głośno, że przyleciała pani Pomfrey.
- A co tu taki hałas? Remusie, wyjdź jeśli denerwujesz swoją obecnością Nimfadorę...
- OCH NA MIŁOŚĆ BOSKĄ NIE NAZYWAJ MNIE TAK!
- Uspokój się.-warknęła pielęgniarka i podała jej eliksir uspokajający. Remus szedł w stronę wyjścia, ale kiedy miał już wychodzić odwrócił się i spojrzał na łóżko Tonks. Pomyślał sobie jeszcze będziesz moja i aportował się do Nory. Niepewnie przeszedł przez ramę drzwi bo bał się reakcji domowników, ale przyjęli go ciepło. Molly podeszła do niego i poprosiła o rozmowę w cztery oczy. Poszli więc do holu.
- Remusie, chcę Ci powiedzieć, że dalej jesteś tutaj mile widziany i nikt nie ma Ci tego za złe, że wróciłeś do Nimfadory. Zrozum to, Ginny jest dla ciebie za młoda, sama nie wie czego chce.
- Rozumiem, ale i tak dręczą mnie wyrzuty sumienia. A co do mojego zejścia z Dorą... będzie dużo trudu- westchnął.
- Ale jak bardzo opłacalnego trudu.- uśmiechęła się blado pani Weasley.- Chodź, zjesz z nami kolację.
- Ale Molly... Tam jest przecież Ginny.- powiedział a ona uśmiechnęła się przepraszająco.- jutro przyjdę i z nią porozmawiam, teraz byłoby to po prostu nie okej. Do widzenia, pozdrów ode mnie Harry'ego.
Pani Weasley poszła do kuchni i przekazała informacje które większość zebranych odebrała pozytywnie, nie licząc Snape'a, który siedział aktualnie przy Hermionie bo pan Weasley poszedł uspokajać Ginny wraz z Harrym. Ron rozmawiał przy stole z Luną, która wprost promieniała radością w jego ramionach. Gabrielle szukała właśnie Harry'ego.
- Gdzie jest 'arry? siedzi przi niej, oi?- zapytała zniesmaczona. 
- A co, zazdrosna?- zaśmiał się Ron.
- Ja? Ja ni zawracam sobi głowi 'Arrym!- zaperzyła się.
- Wygląda jakby gnębiwytryski pomieszały jej w głowie- powiedziała Luna szeptem do ucha Rona bardzo poważnie na co on wybuchął śmiechem. 
- Ron, no wiesz ty co! Ja mówię poważnie!- oburzyła się blond włosa.
- Prz...Przepraszam.- odpowiedział, próbując zdusić w sobie chęć zaśmiania się. 
 Wieczór leciał powoli, ale gdy zaczęło się robić ciemno, deszcz zaczął atakować Norę, jak zwykle. Pani Weasley patrzyła z czułością na Rona i Lunę, na wściekła Gabrielle i na Billa i Fleur. Czuła, że w jej rodzinie każdy już kogoś ma...Charlie. Łza spłynęła jej po policzku. Dalej go nie odnaleziono a tak bardzo za nim tęskniła! Chciała przytulić swojego synka, podroczyć się z nim i porozmawiać na tematy, na które rozmawiała tylko z nim. Artur, który zostawił Harry'ego z Ginny objął żonę troskliwie w pasie i pocałował w czoło.
- Znowu myślisz o Charliem?- zapytał z nutką smutku w głosie.- rozumiem Cię, też ciągle o nim myślę.- dodał i objął żonę z całych sił. 
 Severus siedział przy ciele Hermiony i zauważył, że mięśnie ręki dalej niebezpiecznie drgają. Czuł wyrzuty sumienia odnośnie tej dziewuchy i ciągle myślał jakby jej pomóc. Przybliżył się trochę do jej twarzy i odgarnął włosy z czoła. Jej twarz była taka zmęczona, pozbawiona wszelkich emocji... Bił od niej chłód i obojętność, ale póki co, nie dało się nic z tym zrobić. Dotknął delikatnie jej policzka i pogłaskał jej włosy. Kiedy zdał sobię sprawę z tego co robi skarcił się w myślach i aportował się do Lochów.


Przepraszam za brak wczorajszej notki, ale nie miałam prądu cały dzień. Myślę, że rozdział wam się spodoba bo jest w nim dużo przemyśleń. Znowu dodaję tak późno bo dzisiaj leciała pierwsza część Harry'ego na TVN'ie :) Ale wracając do opowiadania... Słuchajcie jest mi niezmiernie miło, że wybiło mi ponad 900 wyświetleń na blogu. To dla mnie wielka chwila w mojej skromnej "karierze" autorki. Dziękujęwam z całego serca, pozdrawiam. Luna :) 

3 komentarze:

  1. Te momenty sevmione są świetne <3 tylko więcej więcej ich potrzeba xD
    A po reakcji Nimfadory na kwiatki od Remusa popłakałam się ze śmiechu :"DD
    Ogólnie jak zwykle bomba ^.^

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały! Ach Severus *.* Dobrze, że czuje się winny, uwielbiam to jego poczucie winy <3 Tak jak pisałam wcześniej, bardzo dobrze, że Miona nie zdrowieje z godziny na godzinę. W końcu nieźle oberwała :-D Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Jest lekki, akcja dzieje się powoli. Bomba. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurde xD nie z tego konta napisałam
      :-D To ja Susannah Hermiona Malfoy

      Usuń