sobota, 26 września 2015

Rozdział trzydziesty ósmy

- Severusie! Natychmiast nam to wyjaśnij.- powiedział niecierpliwie Dyrektor.
- Tak się składa, że Czarny Pan też ma mózg i doskonale wie, jak go używać. Przed tą całą akcją, coś wyczuwał i na ludzi z Zewnętrznego Kręgu rzucił jakiś urok. Wydawali się silniejsi, tak jakby zostali czymś obdarzeni. Co najdziwniejsze, mnie to nie dotknęło, nie mam pojęcia dlaczego. Już kiedyś tak zrobił i chłopak, którego dotknęło głupie zaklęcie, zaczął miewać dziwne wizje, halucynacje aż nadszedł dzień, w którym matka znalazła go za domem, powieszonego na drzewie.
- O mój Boże...- wyjąkała McGonagall.- I jak mamy ją przed tym ustrzec? Jeśli to jest to samo, to jak mamy jej pomóc?
- Jedyny sposób, to wpojenie jej, że obrazy i głosy, które słyszy, to tylko brednie.- odpowiedział krótko.
- Severusie, czy jest na to jakieś... lekarstwo?- zapytał Albus.
- Sądzę, że jest, ale musiałbym się dowiedzieć od Niego, czym obdarował pozostałe osoby z Zewnętrznego Kręgu. Postaram się to wyciągnąć, ale uprzedzam, to może trochę zająć. Poza tym, nie jest powiedziane, że Ona akurat tym dostała, ale zauważyłem coś dziwnego w jej oczach.
- Dziękuje za informacje, Severusie. Teraz możesz udać się do siebie. 
 Snape udał się do swojego pokoju, bo był bardzo zmęczony. Niepokoiło go to co zobaczył u Granger. Nie dawało mu to spokoju, więc po pięciu minutach znalazł się w Skrzydle Szpitalnym. Szkolna pielęgniarka nie chciała go wpuścić, ale kiedy wyjaśnił, że to ważne i w czym rzecz, od razu się zgodziła. Delikatnie odsunął zasłonę, która ją zasłaniała, po czym podszedł do jej łóżka. Spała, znowu spała. Jej twarz była cała w jej kudłach, więc odgarnął jej włosy po czym uśmiechnął się wrednie. Wziął krzesło i zajął miejsce obok niej. Długo nie musiał czekać aż się obudzi. Przeciągnęła się, po czym patrzyła się prosto na niego.
- Coś się stało, profesorze? Co pan tutaj robi o takiej godzinie?
- Przyszedłem na kawę, kretynko.- saknął.- mam parę pytań.
- Proszę, śmiało, mam dużo czasu.- odegrała się.
- Czujesz się jakoś inaczej, od kiedy dostałaś zaklęciem?
- Szczerze, to czuje się trochę pusto, ale nie wiem, może to przemęczenie? O co chodzi?
 Mistrz Eliksirów pierwszy raz w życiu bał się udzielić odpowiedzi. Wiedział doskonale jaka jest Granger, że się od razu rozbeczy i to na Amen, ale musiał jej to wyjawić. Opowiedział jej, w jakiej jest sytuacji i tylko czekał na wybuch, który chyba się spóźniał. Popatrzył na nią i zobaczył jak patrzy tępo w ścianę naprzeciwko jej łóżka. 
- Ale, ale jak to... Ja nie chcę skończyć jak ten chłopak!- zaprotestowała łamliwym głosem.
- Dlatego tutaj jestem. Postaram się znaleźć jakieś rozwiązanie.
- Oszalał pan?! Nie będzie pan dla mnie ryzykować!
- Uspokój się wariatko, bo obudzisz połowę zamku.
 Opadła ponownie na poduszkę po czym nakryła sie kołdrą. Słychać było zduszony szloch, więc Severus tylko westchnął i postanowił poczekać aż się trochę uspokoi. Ale płakała tak już z pięć minut. Wstał i usiadł na brzegu jej łóżka. Podniosła zza kołdry całą mokrą głowę i spojrzała prosto w jego oczy.
- Jeśli myślisz, że dałbym Ci się zabić, jesteś w wielkim błędzie.- szeptnął, po czym wstał i wyszedł.
 Hermionę przeszedł miły dreszcz, nie do końca wiedziała co się właśnie stało i dlaczego jej organizm tak zareagował, ale to zdanie huczało jej w głowie od jego wypowiedzenia. 
* * *
 Następnego ranka, ani Harry'emu, ani Ronowi nie chciało się wstawać na zajęcia. Szczególnie, że mieli dzisiaj mieć Obronę Przed Czarną Magią. Wiedzieli, że ta baba jest nawiedzona, ale postanowili się nie dać prowokować. Zeszli do Wielkiej Sali na śniadanie, zajęli miejsce obok Neville'a i Ginny. Potter nie miał dzisiaj apetytu i tylko grzebał w swojej jajecznicy. 
- Nie martw się, na pewno nie będzie aż tak źle.- pocieszała go Ginny.- każdy z nas wie, jaka ona jest, ale może coś się zmieniło.
- Błagam Cię, Ginny... Ty w to wierzysz? Że to inna osoba? Że się zmieniła? Co, może teraz będzie nas zapraszać na najgorętsze ploteczki prosto z Hogwartu?- zakpił Harry. Ron parsknął w swoje śniadanie.
- Może Ginny ma racje. Podobno Umbridge wczoraj przyłapała kogoś na korytarzu po dwudziestej trzeciej, to kazała mu iść tylko do pokoju.- wtrącił się Neville.
- Chwila, skoro Hermiona jest w Skrzydle Szpitalnym, to czemu Malfoy nie patroluje korytarzy?- zapytał podejrzliwie Ron.
- Dobre pytanie, ogółem to nie widziałem go dawno, on w ogóle żyje?
- Żyć, żyje, ale co jest powodem jego zniknięć- tego nie wie nikt. 
- Na brodę Merlina... popatrzcie na stół Ślizgonów, Właśnie przed chwilą Draco przyszedł- szeptnęła Ginny. Wszyscy automatycznie popatrzyli się w jego stronę i otworzyli usta. Jego włosy były poczochrane, a lewe oko podbite. W dodatku nikt z nim nie rozmawiał.
 Poczuł ich wzrok na sobie. Spojrzał w stronę stołu Gryfonów, po czym się zarumienił i wyszedł z Wielkiej Sali, prosto do Salonu Ślizgonów. Postanowił, że dzisiaj nie wstawi się na zajęciach. Nie umiał spojrzeć im w oczy. Nie po tym co zrobił...

Ja wiem... Rozdział znowu późno, ale ja naprawdę nie mam czasu! :( Myślę, że mi to wybaczycie, haha :) Pozdrawiam, Luna.

sobota, 19 września 2015

Rozdział trzydziesty siódmy

- Ekhem- odchrząknęła Dolores.- tak więc, przyjrzę się dzisiaj pańskim lekcjom. Radzę przemyśleć zanim się coś zrobi, profesorze Snape.
- Dobrze- odpowiedział przez zaciśnięte zęby.- Notować notatkę z tablicy, już! Później przechodzimy do praktyki, nie ma czasu na pierdoły.
 Myśleli, że podczas tej lekcji umrą ze strachu. Bali się jej jeszcze bardziej, niż na piątym roku. Była jakaś...inna. Jej twarz była cała spięta. Pewnie miała coś na sumieniu, ale prędzej czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw.
- A co jeśli wstąpiła w szeregi Sam-Wiesz-Kogo?- zapytał szeptem przerażony Ron.
- Nie bądź głupi, Dumbledore by nie pozwolił.- odpowiedział Harry.
- A właśnie, że pozwoliłby. Harry, przecież on nie ma na to wpływu, skoro ministerstwo ją powołało to tak musi być, dobrze wiesz. 
- Wiem, wiem... 
- Więc trzeba na spotkaniu obmówić jak się jej stąd pozbyć.
- W tym rzecz.- zagadnął szeptem Potter.
 Lekcje minęły im bardzo szybko, więc po nich udali się do Hermiony żeby opowiedzieć jej o tej fatalnej wieści. Była bardzo zdziwiona tym faktem, ale też przerażona. Doskonale wiedziała, że ta wstrętna ropucha, będzie chciała zniszczyć Zakon i nie tylko!
- Teraz zacznie węszyć- stwierdziła przerażona Granger.- Co ja mam powiedzieć?
- Powiedz, że spadłaś z miotły.- zaproponował Ron.
- Tak, i dlatego mam objawy jakiejś klątwy czy Merlin wie czego.
- Znowu zaczynacie?- warknął Wybraniec.- Hermiono, masz gościa, widocznie chce z tobą porozmawiać.
- Dziękuję bardzo, panie Potter, ale nie pańska sprawa do kogo przychodzę i w jakich celach. Mogłem przyjść sobie równie dobrze porozmawiać o pogodzie i wypić ciepłą herbatę. Wynocha mi stąd!- warknął Snape.
 Dziewczyna patrzyła tylko, jak jej przyjaciele pod przymusem opuszczają skrzydło szpitalne. Snape dostawił krzesło do jej łóżka, jednak utrzymując przy tym dystans. Na początku przeglądał jej kartę zdrowia, po czym nie wiedział od czego zacząć. 
- W jakim celu pan przyszedł?- powiedziała wprost, zaciekawiona dziewczyna.
- No... zobaczyć ile jeszcze będę się musiał z Tobą męczyć- saknął mężczyzna.
- Zabawne, pańskie poczucie humoru jest rozbrajające.
- Do usług.- powiedział przesłodzonym tonem Snape, uśmiechając się przy tym paskudnie.- Pewnie zostałaś już poinformowana, że ktoś wspaniały zawitał Hogwart. Jak wiesz, będzie wsadzać nos tam gdzie nie powinna i musimy być bardzo ostrożni. Po lekcjach przychodź tylko o osiemnastej, będziemy pracować przez cztery lub pięć godzin. Jeśli to możliwe, to pożyczaj niewidkę od Pottera, jasne?
- Jasne.- odpowiedziała Hermiona.
- A teraz powiedz mi, jak się czujesz?
- Co?- zapytała zdezorientowana.
- Nie udawaj głupszej niż jesteś, Granger.- warknął Snape. Spiął się, po czym powtórzył to wcześniejsze pytanie.
- Lepiej, ale mam wrażenie, że siedzi we mnie coś złego, co próbuje mną kontrolować. Nie umiem tego opisać.
 Mistrz Eliksirów zamyślił się na moment a wyraz jego twarzy był nieodgadniony. Bez słowa wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego i od razu udał się do Dyrektora. Mruknął kolejne według niego durne hasło a posąg natychmiast się przed nim osunął. Wbiegł po krętych schodach i wpadł bez pukania do gabinetu. Zastał Dumbledore'a z McGonagall.
- Mamy problem. I to wielki problem.
- O co chodzi, Severusie?- spytał Dyrektor.
- Kto trafił Granger zaklęciem, któryś z Malfoy'ów?
- Owszem, Lucjusz Malfoy, co się dzieje?- powiedziała McGonagall.
- Obawiam się, że panna Granger, ma poważne, ale to bardzo poważne kłopoty.

Po tygodniowej (znowu) przerwie, wracam z postem. Staram się jak mogę, ale nie mam czasu na dodawanie. Postaram się dodawać 3 posty tygodniowo, to moje nowe wyzwanie! :) Pozdrawiam, Luna.

sobota, 12 września 2015

Rozdział trzydziesty szósty

 Harry, który dostał się już do Zamku, od razu pognał do Skrzydła Szpitalnego. Oczywiście szkolna pielęgniarka go odesłała, bo było już za późno, ale pod peleryną niewidką dostał się do środka. Wziął powoli i po cichu krzesło, i przysunął go do łóżka. Słyszał jak pani Pomfrey wygania resztę gryfonów do łóżek. Kiedy udała się do gabinetu obok, Potter opadł na oparcie krzesła. Potarł oczy ze zmęczenia i przyjrzał się przyjaciółce. Miała siniaka obok brody i rozcięcie nad lewą brwią. Widać, że została już umyta, ale widocznie jeszcze nie do końca bo koszulkę miała ciągle całą ubrudzoną. Pogłaskał ją delikatnie po głowie, ale kiedy się poruszyła, od razu się wycofał. Martwiło go to, że ostatnio zaniedbał tak ich relacje, głównie przez Rona, bo czuł się jak pomiędzy młotem a kowadłem. Miał nadzieję, że uda mu się to odbudować, ale to nie będzie takie łatwe. Gwałtownie podniósł się z siedzenia bo usłyszał głosy. Oddalił się możliwie jak najdalej od łóżka. To był Dumbledore, Snape i McGonagall.
-... i dostała zaklęciem od Lucjusza Malfoya.- Harry usłyszał tylko kawałek zdania McGonagall.
- Kiedy stąd wyjdzie?- zapytał spięty Snape.
- Dwa, trzy dni. Jest bardzo osłabiona i przypuszczam, że nie będzie umiała podnieść się z łóżka.- odpowiedział Dumbledore.- jak narazie musi jeszcze zebrać siły. 
- Słyszałam, że Lupin nieźle ucierpiał.
- Dobrze słyszałaś Minervo. Remus chciał ocalić Nimfadorę i widocznie udowodnić, że ciągle ją kocha.
- Och, bo się wzruszę.- jęknął Severus.- ten kundel lata za nią jak pies, chociaż w sumie on nim jest, i liczy na to, że po tym co zrobił, ona do niego tak po prostu wróci. Szczyt debilizmu.
 Kiedy dokończył zdanie, poczuł ból w głowie. Jego koleżanka z pracy uderzyła go gazetą w głowę.
- A to za co?!- warknął Mistrz Eliksirów.
- Za głupotę.- saknęła Minerva.
- Oj no dobrze, nie kłóćcie się tutaj bo obudzicie pannę Granger. Dajmy jej odpocząć.
 Zgodnie w trójkę wyszli z oddziału dla rannych i długo nad czymś dyskutowali jeszcze za drzwiami. Harry postanowił udać się już do dormitorium, ale zdziwiło go to, że Snape wchodzi po kryjomu do Hermiony. Powoli przysunął się do łóżka dziewczyny i patrzył czego on właściwie od niej chce. Czarnowłosa postać stała po lewej stronie łóżka i obserwowała pokrzywdzoną przez około minutę. Kiedy się ocknął przybliżył się i powiedział cicho.
- Mówiłem Ci kretynko, że to zbyt niebezpieczne dla Ciebie.
 I wyszedł. Harry stał jak wryty. Nie umiał się ruszyć, co to miało być?! Otrząsnął się z szoku i poszedł do Pokoju Wspólnego. Spotkał tam Rona i wszystko mu opowiedział.
- A może on coś do niej ma?- zaczął podejrzliwie Weasley.
- Nie no coś ty, Snape? przecież on chyba nawet nie odróżnia kobiety od mężczyzny.- odpowiedział po czym roześmiali się chyba na cały zamek. 
 Chłopcy udali się do swojego pokoju bo mieli za sobą ciężki dzień.
* * *
 Obudziła się o trzeciej w nocy. Śnił jej się koszmar, pewna osoba, której nie umiała rozpoznać, posłała jej zielony promień prosto w serce. Natychmiast się ocknęła zlana zimnym potem. Chciała sobie przypomnieć co właściwie się stało, ale niestety nie pamiętała niczego. Jedyne urywki z poprzedniego wieczora to twarz pana Weasley'a i tyle. Upiła łyk wody ze szklanki, która stała na stoliku obok jej łóżka. Opadła delikatnie na poduszkę i starała się nie myśleć o okropnym bólu głowy. Ta niepewność miała ją zaraz dobić. Czy wszyscy przeżyli? Kto ucierpiał najbardziej? W pewnym momencie chciała wyjść sobie do swojego pokoju w wieży Gryffindoru, ale za bardzo kręciło jej się w głowie. Chciała tylko, by ktoś jej wyjaśnił co się stało. Dlaczego nikt nie chciał jej odpowiedzieć. No tak, przecież jest noc, nikogo tutaj nie ma. Pozostało jej czekać do rana.
 Po krótkiej drzemce, a przynajmniej tak jej się wydawało, obudziły ją szepty. Otworzyła oczy i zobaczyła Harry'ego i Rona. Obydwoje patrzyli na nią z troską i ciepłem. Potter przytulił przyjaciółkę z całego serca, Weasley był niepewny, ale Hermiona przyciągnęła go do siebie bo strasznie za nim tęskniła. Zapytała się o wszystko i dostała szczegółowy raport. Była w ciężkim szoku, kiedy dowiedziała się o Lupinie i oczywiście bardzo szczęśliwa bo udało się odbić brata Rona. 
- Czyli podsumowując, wielkich strat nie ma?- zapytała radośnie.
- Nie ma... a nie, czekaj nie powiedzieliśmy Ci. Lavender została pogryziona przez Greybacka. Nie wiadomo co się z nią teraz stanie, walczą o nią.- powiedział smutno Ron. Hermiona zbladła i posmutniała tak samo jak Harry.
- Musimy już iść, zaraz mamy Obronę Przed Czarną Magią. Do potem, odpoczywaj. 
- Jasne, powodzenia- odpowiedziała, uśmiechając się.
 Chłopcy popędzili na zajęcia potykając się o własne nogi. W tym roku niestety uczył ich Snape i musieli to przetrawić. I tak już byli na przegranej pozycji, ale i tak biegli.
- Przepraszamy za spóźnie...
- Siadać.- warknął.- minus dziesięć punktów od Gryffindoru...za jedną osobę.- dodał kpiarsko.
 Wybraniec już miał mu coś powiedzieć, ale nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Drzwi otworzyły się z hukiem i do pracowni weszła mała, pulchna postać, zło w ciele człowieka. 
- Witam.- powiedziała przesłodzonym tonem.- chciałabym posłuchać pańskiej lekcji.
 Snape stanął jak wryty podobnie jak wszyscy, większość wyglądała mało inteligentnie. Nikt nie przypuszczał, że dni, w których Dolores Umbridge przybędzie do Hogwartu, przebiegną tak szybko.

AAA! Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału (tydzień), ale musiałam ogarnąć szkołę. Postaram się dodawać jeden rozdział na 2-3 dni :) Króciutko, ale zwięźle. Miłego czytania i zapraszam do komentowania. Pozdrawiam, Luna :)

niedziela, 6 września 2015

Rozdział trzydziesty piąty

 Z kroku na krok czuli coraz większy ciężar w okolicach brzucha. Z jednej strony nie chcieli brać udziału w tej akcji, ale z drugiej wiedzieli, że to konieczne. W końcu należeli do Zakonu i chęć pozbawienia Voldemorta władzy była kusząca. Zdecydowanie to ich podtrzymywało na duchu i poczuli się lepiej. Stanęli przed drzwiami Wielkiej Sali i czekali na wszystkich. Czas płynął powoli, ale kiedyś musiała nadejść ta chwila. Dumbledore pojawił się i zaczął przemawiać.
- Kochani, zebraliśmy się tutaj z wiadomych względów. Idziemy po naszego przyjaciela, Charliego Weasley'a. Pamiętajcie, nie dajcie wcisnąć w siebie zielonego promienia, wierzę w to, że za godzinę góra dwie, staniemy w Norze w pełnym składzie. Zróbmy to dla Niego. Reszta będzie na miejscu, chodźmy.
 Wyszli pod zaklęciem kameleona ze Zamku i udali się za bramę, by móc się teleportować za pomocą świstoklika. Widziała jak Harry rozmawia o czymś intensywnie z Dumbledore'em i wraca zdenerwowany do Hogwartu. Czyżby Dyrektor za bardzo bał się o Harry'ego? Nie było czasu żeby się nad tym zastanawiać. Chwyciła starego buta i już poczuła niemiły ścisk w żołądku. Wylądowali na jakimś wysokim wzgórzu. Widocznie na miejsce trzeba było jeszcze dojść. Dumbledore wskazał im niewielkie skały do których mieli się dostać, po czym sam aportował się z miejsca zdarzenia. Ron, Neville, Luna i Hermiona napotkali się na Lupina, który miał ich odebrać, by mogli dojść bezpiecznie. Kiedy Granger zobaczyła swojego przyjaciela całego i możliwe, że zdrowego, rzuciła mu się na szyję.
- Remusie...
- Porozmawiamy później, nie ma teraz czasu, Hermiono.- wymusił łagodny uśmiech. 
 Pospiesznie szli pod górkę i dziewczyna zauważyła, że zdecydowanie za mało się rusza, bo już ma zadyszkę. Zobaczyli znajome postacie, więc musieli być już na miejscu. Ron poszedł przywitać się ze swoją rodziną, a Hermiona została z Luną i Neville'em. Kingsley zabrał głos.
- Mamy godzinę, jeśli nic więcej nie uda nam się zdziałać, wracamy tak czy siak. Powodzenia.
 Wszyscy się rozeszli. Nie mogli marnować czasu na przeszukiwanie każdej jaskini razem. Granger, Longbottom i pan Weasley zostali przydzieleni razem, więc wybrali najciemniejszą jaskinię.
- Lumos!- krzyknęli zgodnie a ciemny tunel rozjaśniło jaskrawe światło. Wilgotne, nierówne ściany nabrały połysku a podłoga wtapiała się w tło. 
- Panie Weasley, tam chyba się coś poruszyło...- powiedział Neville przełykając ślinę.
 I miał rację. Na końcu długiego kamiennego korytarza stała klatka z człowiekiem. To by było za proste, ale jednak Artur tego nie przemyślał i pobiegł uwolnić syna. 
- Alohomora!
- Proszę pana, to na nic. Trzeba go wydostać jakoś inaczej. Hm... Rzućmy na niego zaklęcie tarczy a później Bombardę Maxima.
 Hermiona bez pozwolenia wykonała to co powiedziała i udało im się wydostać młodego Weasley'a. Zgodnie z planem, Neville teleportował się od razu z Nim do Nory. Ojciec Charliego wysłał do wszystkich patronusy, ale nie miał czasu na odpowiedzi bo do jaskini wpadło parę czarnych postaci.
- Avada Kedav...
- Drętwota!- krzyknęła Hermiona do zakapturzonej postaci i ukryła się za jedną ze ścian. Widziała jak pan Weasley nokautuje dwie postacie po czym sam kryje się za ściana.
- Sectumsempra!- krzyknęła na ślepo i ugodziła jakąś postać o rudych włosach. 
- To chyba wszyscy...
- Hermiono, nie!- krzyknął pan Weasley. Była nieostrożna i wyszła od tak. Napotkała wysoką postać o blond włosach i po raz kolejny zapadła ciemność.

* * * 
- RON, UWAŻAJ! CONJUNCTIVITUS!- krzyknęła Luna. Rozpoczęła się prawdziwa rzeź. Zaklęcia śmigały jak oszalałe. 
- Luno, idź zobaczyć co z panem Weasley'em i Hermioną bo jako jedyni nie dotarli! NO IDŹ JUŻ!- krzyknął Rudy Marks. 
 Wszyscy zapomnieli o Bożym świecie. Czas przestał istnieć, jedyne co się liczyło to przetrwanie. Czarnych postaci ubywało, ale Wewnętrzny Krąg nie dawał za wygraną. Kiedy tylko odnajdzie się ta dwójka, od razu teleportują się do Nory. Nie ma sensu dalej walczyć. Syriusz własnie dostał tak silnym zaklęciem, że odrzuciło go na piętnaście metrów. Uderzył o coś twardego, ale powoli podniósł głowę. Widział bardzo nieprzyjemną scenę. Cho Chang... Greyback ją dopadł. Oby tylko się z tego wylizała. O nie, tylko nie to. Tonks spotkała się oko w oko z Bellatrix. Młodsza posłała jej zaklęcie rozbrajające.
- Jak śmiesz używać zaklęc na swojej ciotce!- zaśmiała się dziko. Remus zauważył niebezpieczeństwo i zaczął lecieć w ich stronę. 
- Troszkę się zabawimy, co ty na to?!- krzyknęła ponownie Lestrange.- Cruci...
- NIE!- krzyknął Lupin i wskoczył pomiędzy nią a Nimfadorę. Zaklęcie uderzyło go i już zwijał się z bólu na ziemi.
- PRZESTAŃ! ZOSTAW GO W SPOKOJU!
 Bellatrix zerwała połączenie i spojrzała ze satysfakcją na Tonks. Ulotniła się z resztą Wewnętrznego Kręgu, kiedy zauważyli, że nie mają szans. Syriusz od razu udał się w stronę swojego przyjaciela. Jego mięśnie drgały a On był nieprzytomny. Nimfadora już obok niego leżała i miała głowę na jego klatce, płakała jak nigdy. Postanowił, że aportuje ich razem.
- Chwyć go za rękę, uciekamy stąd. 
 Przystała na jego słowa i już stali obok Nory. Z domu wybiegł Dumbledore i wziął nieprzytomnego wilkołaka do osobnego pokoju. Dora poszła za nimi, a Black wszedł do kuchni. Harry od razu go przytulił.
- Jak dobrze, że jesteś... Już się bałem, Syriuszu.
- Jakie są straty?- zapytał, nie wypuszczając chrześniaka z objęć. 
- Cho Chang została pogryziona przez Greybacka, ale możliwe, że jeszcze da się ją odratować. Hermiona dostała Sectumsemprą od Lucjusza Malfoya. To by było na tyle.- odpowiedział mu pan Weasley.- Molly powinna zaraz zejść i zrobić coś do jedzenia, ale dzieciaki muszą uciekać już do zamku. Hermiona leży w skrzydle szpitalnym, Pomona już się nią zajmuje.- dodał.
Ron i reszta jego przyjaciół natychmiast udali się do zamku. Czekała ich długa noc.

Kolejny rozdział, kolejny kłopot i nasza niezdarna Hermiona :D Pocieszający fakt? Wyjdzie z tego szybko. Do następnego! :) Luna.

czwartek, 3 września 2015

Rozdział trzydziesty czwarty

 Po piętnastu minutach już szli po błoniach w ciszy. Harry był spięty, Hermiona lepiej się nie czuła, bo ostatnio robiła za poradnię życiową dla jej przyjaciół. 
- Bo widzisz... są ten, no... dwie sprawy. Rozmawiałem z Syriuszem i jedna sprawa dotyczy Remusa a druga dotyczy samego mnie. 
- Może najpierw zacznijmy od Lupina, bo czuję, że na twój temat będę musiała porozmawiać z Tobą dłużej. Więc, o co chodzi?
- Po spotkaniu Zakonu zostałem jeszcze na chwilę z Syriuszem na zewnątrz. Postanowiliśmy się przejść i ogólnie to był rozczarowany i oburzony, kiedy dowiedział się, że Ron nagadał takie bzdury na Lunatyka. No to go postanowiłem trochę wypytać o to co się teraz u Niego dzieje... Podobno jest jeszcze gorzej, po tym jak Tonks wpadła wtedy jak strzała na Zebraniu do jego pokoju. Kiedy się dowiedziała co przeżywa, co pisał do Ciebie i z jakiego powodu znajduje się w Norze, od razu chciała z nim porozmawiać. Zrobił sobie nadzieję a od tamtego czasu nie ma z Nią kontaktu, bo go unika. Więc jego depresja się pogłębiła jeszcze bardziej i teraz Remus musi być pod stałą opieką Syriusza. Był strasznie wściekły, jak mówił to prawie pluł jadem. Nie wiem dlaczego Nimfadora się nim tak bawi, powinna już zrozumieć, że przecież On ją kocha.
 Hermiona poczuła wielki żal do swojej starszej przyjaciółki. Nie wiedziała już jak ma rozwiązać tą sytuacje, bo nie miała z nią kontaktu. Jutro po akcji postanowiła z Nią porozmawiać. Wskazała miejsce pod drzewem i udali się by tam usiąść. Trawę zalewały promienie słońca, o dziwo pogoda była ładna. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć, wszystko się w niej kumulowało a ona głupia nawet nie miała komu o tym powiedzieć. No fakt, mogła porozmawiać z Ginny, ale nie chciała jej martwić, szczególnie tym tematem. 
- Harry...? A ten drugi problem?
 Momentalnie się spiął i zaczerwienił. Oho, sprawy sercowe, była tego wręcz przekonana.
- No, która ci się podoba?- zapytała wprost.
- To nie take proste, Hermiono... Eh, Ginny.
- Harry, znowu? Przecież ostatnio to było zauroczenie.
- Ale mi się wydaje, że teraz mi na niej bardziej zależy! Bardzo mi się podoba, nie umiem przestać o niej mysleć.- powiedział speszony.
- To zagadaj do niej, co za problem?- spytała zdziwiona.
- Bo widzisz... Wydaje mi się, że Ona czuje coś do Dracona.
 Granger patrzyła na Niego jak wariatka po czym zaczęła się dziko śmiać. Co mu do głowy strzeliło! Przecież Ona go nienawidziła i nawet tego nie ukrywała. Musiało mu się coś pomylić. Rozmawiali jeszcze długo aż zdecydowali się na powrót do Zamku. Robiło się późno więc postanowili się wyspać, szczególnie, że jutro mają ciężki orzech do zgryzienia. Dziewczyna udała się bez słowa do swojego pokoju i wzięła szybki prysznic po czym już zasypiała...

* * * 
Siedzieli rano w Wielkiej Sali, spięci i poddenerwowani. Ron nie przełknął jeszcze ani kęsa a Harry raczył dotknąć tylko soku dyniowego. Bardzo obawiali się dzisiejszego wieczoru. 
- Harry, a jeśli coś pójdzie nie tak?- zapytał Weasley.
- Nie myśl tak, przecież dobrze wiesz, że jest taka opcja, ale trzeba być pozytywnie nastawionym.
- A jeśli ktoś zginie? - ponownie zapytał teraz już wyraźnie przerażony.
- Przestań gdybać!- saknął Potter.- Cel? Odbicie twojego brata i bezpieczny powrót do domu. O reszte się nie martw a pójdzie samo.
 Hermiona doszła do nich trochę później i zajęła miejsce obok Ginny. Spojrzała dyskretnie w stronę stołu nauczycielskiego, ale nie zobaczyła tam Snape'a.
- Eliksiry dzisiaj odwołane, masz tylko trzy godziny zajęć- mruknęła jej do ucha jej przyjaciółka.
 Z tą myślą udała się na lekcje, ale zupełnie nie umiała się skupić. Profesor McGonagall zwracała jej dzisiaj uwagę trzy razy, ale nie odjęła ani jednego punktu. Nie umiała wyobrazić sobie tego, że dzisiaj ktoś może zginąć, ostatni raz może widzieć Rona lub Harry'ego. Stop! to bardzo zły tok myślenia. Nie można przecież się tak dołować, musi wierzyć, że będzie dobrze. Po bardzo długim czasie (przynajmniej tak wydawało się Hermionie) lekcje się skończyły. Wybrała się do lochów po instrukcje, ale Mistrza Eliksirów tam nie było. Zrezygnowana udała się do pokoju wspólnego, gdzie wraz z Harrym, Ronem, Nevillem i Ginny czekali na akcje. Jej młodsza przyjaciółka była bardzo przejęta i obawiała się o nich. Oczywiście nie zabrakło również listu od pani Weasley z słowami otuchy. Zegar tykał powoli, ale jednocześnie bardzo szybko. Zależy z jakiego punktu na to patrzyli. 
- Nie rozumiem dlaczego ty w ogóle idziesz na tą akcję!- krzyknęła zdenerwowana Ginny.- nie powinnaś tam iść, przecież...przecież, no...
- Jestem potrzebna.- ucięła krótko.- nie martw się o mnie, przeżyje jakoś.
- No bo chyba, że nawiniesz się na doświadczonego śmierciożercę, to już tak ciekawie nie będzie.- mruknął Neville.
- Neville... to nieuniknione, ale musimy zrobić co zrobić i się zmywać. Spokojnie, wierzę w to, że jeszcze dzisiaj będziemy tutaj wszyscy razem siedzieć i świętować zwycięstwo.- dodała im otuchy.
- Już czas...- powiedział Ron wskazując na zegar. Pożegnali się z najmłodszą Weasleyówną i wyszli z pokoju Wspólnego z głową pełną obaw.


Przepraszam, że tak długo nie było postów, ale teraz się to zmieni! :) Pozdrawiam, Luna.