wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział dziesiąty

Remus zastygł w przerażeniu podobnie jak Ginny. Dopiero po minucie zorientował się co się stało. Poczuł falę wyrzutów sumienia, ale tylko przyciągnął do siebie płaczącą dziewczynę.
- Już nie płacz, kiedyś musiała się dowiedzieć.- powiedział drżącym głosem.
- Ale na litość Boską nie w taki sposób, Remusie!- odpowiedziała płacząc.
Odepchnęła Go od siebie i pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi i zabezpieczyła zaklęciem by nikt nie mógł tam wejść. Ona nie śmiała nazywać się człowiekiem! Była potworem! Jak mogła skrzywdzić tak biedną Tonks... Ale co miała zrobić? Zakochała się w Lupinie po uszy i zresztą z wzajemnością. Długo płakała, aż ktoś zapukał do drzwi.
- Ginny, jesteś tam?- zaczął Harry.
- Idź stąd!- krzyknęła.- Nie chcę nikogo widzieć! 
- Otwórz, wiem co się stało.
- J-jak to wiesz?!- podeszła do drzwi, zdjęła zaklęcia i wciągnęła do środka przerażonego Harry'ego.
- No bo widzisz... Remus mi się zwierzał a teraz siedzi za Norą jak kołek i wygląda jakby postradał zmysły. Chcę żebyś wiedziała, że choćby nie wiadomo co się stało zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Spokojnie, masz mnie, Hermionę, Rona... Wszystko jakoś się ułoży.- dodał i pogłaskał ją po włosach.
- Dziękuję... Nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Ale jeśli mógłbyś, nie mów narazie nic Ronowi.

* * * 
- Czy ty się nie umiesz skupić?! Nawet nie umiesz tego równo pokroić!- wrzasnął Snape.
- Och, niech się Pan już przymknie bo Pana ciągłe gderanie mnie rozprasza.- odpowiedziała rozdrażniona Hermiona.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru!- dodał Snape ze złośliwym uśmiechem.
- Czy kiedy kończy się Panu pomysł na poniżenie mnie, musi się Pan bronić przywilejami nauczycielskimi?
- Tak, owszem.
- No cóż, szczerość to podstawa. Mam to dodać do tego wywaru?
- Tak i zamieszaj sześć razy według wskazówek zegara.
Jak jej kazał tak zrobiła. Była trochę zdenerwowana, ponieważ do teraz nie powiedział jej, jaki eliksir przygotowują. Ciągle robią bazę pod niego, bo podobno jest bardzo niebezpieczny.
- Usiądziesz, czy będziesz tak stała?- warknął.
- Dziękuję za zaproszenie.- zakpiła.
- To nie było zaproszenie, siadaj. Powiedz mi, dlaczego Ginerva jest taka głupia?
- No wie Pan co! niech jej Pan nie obraża, to moja przyjaciółka!- zaperzyła się.
- Ale żeby tak na Lupina? Ma pod ręką Potter'a czy chociażby takiego Longbottom'a a wybrała tego psa!
- Po pierwsze to jej wybór. Po drugie, Remus jest W-I-L-K-O-Ł-A-K-I-E-M a nie psem. Po trzecie jeśli Pan nie zauważył to z Harry'm już była a Neville... no to jest Neville!
- No proszę proszę, czyżbyś obrażała swojego drogiego przyjaciela?- zakpił.
- Wcale go nie obrażam! Po prostu nie jest w moim typie, zresztą nie muszę się Panu tłumaczyć.- dodała. No tak, chłopak po prostu jej się nie podobał, ale co miała mu powiedzieć? Że nikt jej się nie podoba? Przecież uważałby ją za dziwoląga. Ale Snape wykonał coś czego się w ogóle nie spodziewała.
- Legilimens!- krzyknął Snape, wdzierając się do jej umysłu. Hermiona płacząca w poduszkę i tęskniąca za rodzicami. Patrzyła z obrzydzeniem na śmiejącego się z niej Rona. Hermiona dająca kosza Fred'owi Weasley. Hermiona stojąca bez ruchu i patrząca na całujacego się Lupina z jej najlepszą przyjaciółką. W końcu zerwał połączenie.
Na początku była w takim szoku, że patrzyła się na niego ze łzami w oczach. Później nastąpiła fala bólu, smutku i rozczarowania. Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się przed jego twarzą i uderzyła go z całej siły w policzek. Wybiegła z sali. Chciała tylko porozmawiać z kimkolwiek...
Stał i patrzył w drzwi przez które wybiegła. Czuł, że przegiął, ale tak bardzo go ciekawiło kto jej się podoba! No i proszę, Fred Weasley! Ale nie... Ona dała mu kosza, więc to nie raczej On. Lupin? też nie, chciała szczęścia przyjaciółki. Potter? Na pewno nie! Przecież on nie umie odróżnić kury od koguta! Wiedział, że jego zaufanie, którym go obdarowała, zostało zerwane i to go bolało. Zaczynał ją tolerować a teraz znowu są w początkowym punkcie. Usiadł na krześle i przywował stare wino, które dostał od swojego przyjaciela- Lucjusza. Kiedy już trzymał szklankę z nalewką przy ustach, do gabinetu wparowała Minerva.
- Snape, wpadliśmy na trop młodego Weasley'a... Chwila, czy ty pijesz?- zapytała zszokowana.
- Tak, a bo co? Nie mogę mamo?- zakpił.
- Nie, nie możesz! nie piłeś od bardzo dawna! Oddawaj!
- Nie.
- Oddaj to Severusie, dobrze wiesz, że się o Ciebie martwię!
Po tych słowach Mistrza Eliksirów zemdliło.
- Wynocha wstrętna babo!- wrzasnął Snape i jednym zaklęciem znalazła się już za jego gabinetem. Doszły go tylko chichoty tej starej larwy. Och jak Ona kochała Go dręczyć!

*  *  *
Kiedy wleciała do Nory, wpadła na Harry'ego i Rona. 
- Czemu płaczesz?! Co ten dupek Ci zrobił- zaczął niebezpiecznie Ron.
- Chodźcie, nie tutaj!- i wyszli przed Norę.- Widzicie...Snape użył na mnie legilimencji bez mojej zgody.
-CO?!- krzyknęli równocześnie dwaj chłopcy.
- Zabiję gnojka!- krzyknął Harry.
- Csiii!- szeptnęła Hermiona.- Nikt nie może się dowiedzieć. Po prostu o tym zapomnijcie. Co z Ginny?- zmieniła szybko temat, bo Ron już chciał coś powiedzieć.
- Siedzi cały dzień w pokoju i z nikim nie rozmawiała, nie jadła... Pewnie się przejęła sprawą naszego brata- powiedział słabym tonem. Harry i Hermiona spojrzeli po sobie. To z pewnością nie chodziło o Charlie'go. Harry kiwając głową w stronę drzewa, pokazał na Lupina. 
- Słuchajcie, pójdę porozmawiać z Remusem a wy idźcie spróbować z Ginny.- powiedziała i odeszła. Nie była pewna czy może się zbliżyć, ale wilkołak nawet nie podniósł głowy. Bez słowa usiadła obok niego i objęła go ramieniem. 
- Zawaliłem Hermiono... Zawaliłem.
- Co się stało?- zapytała szczerze. Nie miała pojęcia o sytuacji z rana.
- To ty nie wiesz?- odpowiedział i opowiedział jej całą historię. Hermiona miała twarz pozbawioną emocji.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Może po prostu porozmawiaj z Ginny na spokojnie.
- Słuchaj, chciałem z nią porozmawiać, ale jest jeden problem...- i nie dokończył już nigdy bo usłyszeli trzask aportacji. Właśnie do Nory wleciała Nimfadora Tonks we własnej osobie.

Ufff! Już tak późno? Trochę się namęczyłam nad tym rozdziałem, ale zrozumcie, wątek Remus x Ginny jest trudny, bo nie jestem do końca pewna czy oni będą w przyszłości razem. Wybaczcie, że tak dużo ich w tym opowiadaniu, ale myślę, że gdyby nie Oni, zanudzilibyśmy się na śmierć do czasu akcji pomiędzy Naszą główną parą. Pozdrawiam, Luna.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział dziewiąty

- Jak to nie wiadomo czy żyje?- zapytała przerażona Hermiona.
- Niestety nie mamy informacji o tym, gdzie się znajduje, ale możliwe, że pojmali go śmierciożercy- odpowiedział smutno Dumbledore. Po tych słowach Pani Weasley po prostu wstała i płacząc udała się do swojej sypialni.- Arturze idź do Niej... Ja omówię resztę spraw. Tak więc, prosiłbym opiekunów nowo przyjętych osób do Zakonu by zaczęli wspólnie działać. Za nie długo zbliża się rok szkolny, ale nie martwcie się. Dacie sobie radę. Myślę, że to by było na tyle. Dobranoc.
- Granger, rusz się. Wracamy do zamku.- powiedział Snape.
- Profesorze, teraz? Przecież jest noc!
- I co z tego, musimy nadrobić straty. Chodź.- I pociągnął ją za rękaw. Zanim się obejrzała, stała w gabinecie Snape'a.- Tak więc... muszę pozwolić Ci w pomocy. Jako, że sprawa jest wielkiej wagi nie będziesz ze mną sporządzała tego eliksiru od razu. Będziesz moją...asystentką- zakpił.
- Dobrze profesorze.- odpowiedziała beznamiętnie. Czuł, że chodzi o sprawę jej rodziców, ale na miłość Boską! jest wojna a Ona nie może się teraz kleić. Musi być silna i odpowiedzialna...- dlaczego się Pan na mnie patrzy?
- Podziwiam widoki- warknął zdenerwowany. Nienawidził, gdy ktoś przeszkadzał mu w myśleniu.- mam nadzieję, że nie jesteś zmęczona, bo tutaj jedna pomyłka może kosztować Nasze życie.- dodał poważnie.
- Tak, jestem pełna sił.- odpowiedziała, ale niezbyt przekonująco.
- Więc zapraszam do stanowiska Panno Granger.
Pracowali, tak długo pracowali. Była chyba godzina druga w nocy a oni ciągle męczyli się z jednym składnikiem. Rzecz jasna nie zamienili ze sobą ani słowa, bo Hermionie nie można było się odzywać podczas pracy. Kiedy Mistrz Eliksirów dodał dobrze sporządzony składnik do wywaru, zabezpieczył kociołek i odetchnął.
- Herbaty?- zapytał nalewając sobie do szklanki.
- C-co... o tak, poproszę.
- Spisałaś się nieźle, ale mogło być lepiej. Nie poparz sobię tych delikatnych rączek- zakpił.
- Ja wcale nie mam delikatnych rączek!- zaperzyła się. W mgnieniu oka stał przy niej w niebiezpiecznie bliskiej odległości po czym strzelił ją palcami w nos.
- No wie Pan! Zachowuje się Pan jak dziecko!- powiedziała z wyrzutem masując sobie czubek nosa.
- Ale wciąż jestem doroślejszy od Ciebie- powiedział jadowicie.- Jeśli masz ochotę, wróć do Nory. Nie zapomnij, że za sześć godzin chcę Cię tutaj widzieć.
- SZEŚĆ?! Przecież ja się nie wyśpię!
- Cóż za wielka strata- zakpił.- Więc na co czekasz?- dodał. Powiedziała dobranoc i weszła do kominka. Wpadając do Nory wpadła na Remusa.
- Przepraszam Hermiono...- powiedział szeptem a kiedy miała już odchodzić złapał ją za rękę.- Zaczekaj. Wiem, że czujesz się nieswojo bo jestem z Twoją najlepszą przyjaciółką, ale gwarantuje Ci, że będzie przy mnie bezpieczna.
- Nie powiedziałam, że zagrażasz jej, ale co z Tonks?- powiedziała otwarcie i założyła ręce na piersi.
- Rozstanę się z Nią. Jest za dziecinna, roztrzepana, to nie dla mnie. Ginny jest inna.
- Mam nadzieję, że nie zabawisz się jej kosztem i nie zostawisz, dobranoc.- Po tych słowach oddaliła się do swojego pokoju. Rudowłosej nie było więc mogła szybciej zasnąć.

* * * 
Harry siedział razem z Ronem na ziemi i rozmyślali o wszystkim. Ron był strasznie przybity odkąd porwano jego brata, ale starał się trzymać.
- Harry... jak myślisz? Co teraz będzie? Lada chwila wracamy do Hogwartu a tu takie niespodzianki. Nie wiem czy dam radę tam wrócić...
- Co ty gadasz! Dasz radę, masz mnie, Hermionę, Ginny... Nie możesz się poddać w takim momencie!- krzyknął za głośno Harry.
- Ciiiiszej! Wiem, ale zrozum. Boję się Harry. Po prostu boję się.
- Nie martw się, na pewno go znajdą. Poza tym nie możemy się teraz załamywać, kiedy przyjechać ma Gabrielle.
- Stary, ty coś do niej?- zapytał zszokowany Ron.
- Nie wiem, czas pokaże. 
 * * * 
Ranek nastał szybciej niż myślała. Po prostu zwlekła się z łóżka i wyglądała jak zwłoki. Pół godziny starała się doprowadzać siebie do porządku, ale nie zbyt jej to wyszło. Kiedy zeszła na dół, zastała Remusa, Ginny i Panią Weasley.
- Kochaniutka, proszę zjedz coś! -nalegała Molly.
- Prosze mi zapakować, ja na prawdę nie mam czasu.- powiedziała słabym tonem i już minutę później trzymała swoje śniadanie.- Do wieczora.
-Miłego dnia!- wołała za nią pani Weasley.- Ona zdecydownie za dużo pracuje... Dzieci, idę się położyć.- dodała. Ginny została sama z Remusem. Przysunął się do niej i pogładził jej rękę.
- Chodźmy do salonu, tutaj może ktoś wejść.- dodała szeptem i pociągnęła Remusa za sobą. Przyparł ją do ściany i zaczął namiętnie całować. Kiedy się od siebie odessali wydusił.
- Ginny... Kocham Cię, rozumiesz?
- Remusie...
- Nigdy Cię nie opuszczę.- dodał.
- Remusie...
- Będę kochać Cię całe życie.
- REMUSIE- krzyknęła przerażona rudowłosa i wskazała drżącym palcem na coś, co na pewno stało za nim.
- Mi też tak mówiłeś- powiedziała łamiącym głosem Tonks i aportowała się.

 Przepraszam za brak notki wczoraj, ale byłam poza domem! Trochę Ginny i Remusa, ale nie martwcie się. Sprawy dopiero nabiorą tempa za nie długo. Jak możecie się spodziewać, w następnym rozdziale pojawi się gość :) ... Luna.

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział ósmy

Ginny siedziała w swoim pokoju i patrzyła się tępo w krajobraz za oknem. Nie miała już siły się ukrywać. Była pewna, że Go kochała, ale co miała teraz zrobić? Remus jest z Tonks, to byłoby nie okej, gdyby przez nią się rozeszli prawda? Ale przecież Oni ciągle się kłócą, to niemożliwe żeby byli razem jeszcze dłużej. Pisnęła, gdy ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Remusie, nie strasz mnie tak! 
- Przepraszam... Co się stało, dlaczego płaczesz?- wyszeptał Remus.
- Mam dosyć... to wszystko mnie przytłacza, ja Cię kocham, nie umiem tego ukryć. Myślę, że chyba rozumiesz...- odpowiedziała zrezygnowanym tonem.
- Słuchaj, to co Ci teraz powiem, może wpłynąć na Twoją... Naszą przyszłość. Ty też nie jesteś mi obojętna, ale jestem z Nimfadorą. Mam zamiar się z nią rozstać- odetchnął i złapał jej małą twarz w swoje dłonie. Szybko dodał, kiedy widział, że Ginny chce coś powiedzieć.- Nie! Nie przez Ciebie, rozumiesz? Po prostu nie dogaduje się z nią i tyle. Potrzebuje stabilizacji a Ona ciągle ma jakieś "ale". Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale mogłabyś poczekać? Tylko z nią skończę... proszę.
Stała jak zaczarowana. Była wniebowzięta. W środku czuła jak motylki obijały się o ściany jej wnętrza a na zewnątrz stała z poważną miną. 
- Zaczekam. Ale nie każ mi długo czekać.- Powiedziała i została porwana do namiętnego pocałunku. Rzecz jasna Hermiona nie mogła wybrać sobie lepszego momentu na przekazanie informacji o zebraniu. Nie podnosząc głowy z nad notatek weszła i powiedziała:
- Ginny, dzisiaj spotkanie Zakonu wieczor...- zastygła w przerażeniu. Para na którą patrzyła poszła w jej ślady i miała wrażenie jakby była w lustrzanym odbiciu.- Przepraszam- pisnęła i wybiegła. Nie umiała pozbierać swoich myśli, czyli jednak są razem.
- Granger, podejdź tutaj- warknął Snape.- przynieś mi herbaty.- zażyczył sobie.
- Proszę?- myślała, że się przesłyszała.- czy ja wyglądam panu na kurę domową?
- Bez-dyskusji- powiedział, przez zaciśnięte zęby. Podziałało. Hermiona poszła i zrobiła mu czarną herbatę.
- Proszę profesorze.- powiedziała wymuszonym tonem.
- No, jednak potrafisz być miła- zakpił.- Myślę, że będziesz mogła zacząć mi pomagać.
- Na czym będzie polegała moja pomoc? Jaki eliksir będziemy robić?
- Wszystko w swoim czasie Panno Granger -odpowiedział spokojnym tonem.- jutro powiem Ci co i jak. Myślę, że powinnaś dać sobie radę.-dodał pewnie. 
Czy Snape własnie ją pochwalił? Ten świat upada na głowę! Chciała iść do pokoju, ale zapomniała, że Ginny ma... gościa. Postanowiła przejrzeć swoje notatki. Dużo ich było, ale wiedziała, że nie może zawieść w takiej chwili. Zakon ją potrzebował, nie mogła ich teraz zostawić. Przymknęła na chwilę oczy. Wyobraziła sobie wakacje w domu... Jej mamę, która krzyczała na tatę o to, że zjadł jej ostatnie ulubione ciastko. Wypady do mugolskiego kina i rzecz jasna, piękne wieczory w ogrodzie, kiedy mogli porozmawiać o wszystkim. Teraz nie ma nic. Jej rodzicie nie wiedzą, że istnieje. Gdyby nie rzuciła na nich tego zaklęcia, naraziłaby ich na śmierć a przecież tego nie chciała. 
- Granger, nie maż się! Czemu płaczesz... -zapytał Snape.
- Oh, niech Pan usiądzie- po czym zabrała nogi z kanapy- nie wiedziałam, że jest Pan jeszcze w Norze. Płaczę... bo jestem smutna, to chyba normalne prawda?
- Ale ja się pytam dlaczego płaczesz.
- No cóż, nie wiem czy chcę o tym mówić.
- Granger, mamy czas. Do spotkania zostały jeszcze dwie godziny- powiedział niecierpliwie.
- Dobrze, ale żądam dyskrecji. Widzi Pan, czasami wojna wymaga poświęceń. Moi rodzice są mugolami, zresztą ja też. Nie jestem mile widziana w magicznym świecie przez mroczną stronę a tym bardziej moi rodzice. Byli narażenia na niebezpieczeństwo.- powiedziała powoli.
- Jak to "byli"? -zaciekawił się Snape.
- No bo widzi Pan... Zanim tutaj przyjechałam, byłam w domu. Tam spędziłam z rodzicami tydzień, ale wiedziałam, że zaczyna robić sie gorąco więc postanowiłam ich opuścić. Nie chciałam ich ranić bo wiedziałam, że byłaby to dla nich informacja zabójcza. Postanowiłam rzucić "Obliviate" na moich rodziców. I wyszłam, zostawiając za sobą większą część mojego dotychczasowego życia.- skończyła a On nie wiedział co powiedzieć. Nie przypuszczałby, że Granger posunie się do czegoś tak odpowiedzialnego. Wiedział, że nie mógł jej teraz zgasić bo mogłoby to źle poskutkować.
- No cóż... Zdziwiła mnie twoja odpowiedzialność i na Boga! ty masz chyba mózg... Myślę, że to da się odwrócić, ale nalepiej zrobić to po wojnie. Kiedy już może wygramy.- próbował ją wesprzeć a ona to doceniła. Rozmawiali o tym, o planach zakonu, o eliksirach aż do spotkania Zakonu. W końcu wszyscy zaczęli się zbierać do kuchni, która była już powiększona. Kiedy wszyscy zajęli miejsca Dyrektor wstał. Dopiero teraz zauważyła, że Molly Weasley płacze, a jej mąż- Artur dzielnie ją podtrzymuje.
- Drodzy przyjaciele, mam złe wieści... Charlie Weasley został uprowadzony.- po tych słowach wybuchły przerażone szepty i zduszone okrzyki. Mniej więcej po minucie Dyrektor dodał- przykro mi, ale... nie wiadomo czy on żyje. 

Szczerze, coraz częściej zastanawiam się co zrobić z Ginny i Remus'em. Może jednak coś z tego będzie? Tak czy inaczej, dziękuję za 300 wyświetleń na blogu i pozdrawiam gorąco wszystkie moje czytelniczki. Nie martwcie się. To, że Snape pochwalił Hermionę, nie oznacza, że już będą razem :) Luna.

piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział siódmy

Czuła zakłopotanie. Bardzo martwiła się o sprawę Ginny, przecież Remus jest od niej o tyle starszy... Wiedziała jedno, że nie zostawi ją w potrzebie, nawet jeśli miałaby być z Lupinem. Sytuacja na to wskazywała, ale wolała nic nie mówić. Ciekawe co stanie się z Tonks? Przecież miała wrażenie, że dogadywali się całkiem nieźle a teraz szczerze zaczyna w to wątpić. Kiedy Ginny poszła pod prysznic, Hermiona wzięła do ręki książkę, ale jej chwila spokoju była krótka.
- Granger, musimy pogadać- powiedział ostro Snape. Zamknął drzwi i czekał aż dziewczyna wyjdzie z pokoju.
- Słucham?- odpowiedziała.
- Naprawdę? Naprawdę ON?- zapytał z niedowierzaniem.
- Chwila... SKĄD PAN WIE?!- wydała z siebie okrzyk zdziwienia.
- Przechodziłem obok waszego pokoju i przypadkowo usłyszałem- przyznał- ale to nie oznacza, że Weasley robi dobrze. Wiecie jakie mogą być tego konsekwencje? Wybij jej to z głowy, Granger. Nie ma czasu na miłostki i "Hogwardzkie love story".- zakpił i wyszedł za Norę. Aportował się do swoich lochów. Wyjął z baru trunek i nalał sobie trochę do szklanki. Lily... O nie! Nie będzie o niej myślał! Była głupia, poleciała na Potter'a. Nie będzie cierpiał kolejnego wieczoru z tego samego powodu. Musiał przyznać, że jednak trochę uczuć miał, ale starał się je tuszować jak najlepiej potrafi. Okazywanie uczuć przy ludziach niegodnych zaufania jest nieprofesjonalne. Był przecież śmierciożercą! To go do czegoś zobowiązywało. 
 ~~~
 Poranek w Norze był ponury, bo atmosfera była gęsta. Ginny z Remusem starali się na siebie nie patrzeć, ale im to nie wychodziło. Hermiona wstała i już trzymała kubek herbaty w ręce. Patrzyła przez okno jak deszcz walczył zawzięcie z wiatrem. Prawie wylała zawartość kubka bo wpadł na nią Ron...
- Hermiono, możemy porozmawiać?- zaczął nieśmiale.- Bo widzisz... Ja tak naprawdę w ogóle tak nie myślę, po prostu mój niewyparzony jęzor czasami łapie słowa i nie konsultuje go z mózgiem... Proszę, wybacz mi.
- Co do mózgu to prawda, ale wybaczam. Teraz przepraszam Cię, ale muszę iść do Hogwartu.
- Nie musisz, Severus był tutaj wczesnym rankiem i powiedział, że dzisiejsze zajęcia są odwołane. Dumbledore wysłał go na przeszpiegi- powiedziała pani Weasley. Hermiona się ucieszyła więc postanowiła poczytać trochę w salonie. Jej oczy chłonęły słowa na kartce z taką prędkością, że dziwny był fakt, że jeszcze nie rozbolała ją głowa. Przerwał jej uniesiony głos Lupin'a.
- To z tobą jest chyba coś nie tak! Zachowujesz się jak smarkula! Na dworze panuje wojna, pamiętasz?!
- Ah, czyli wracamy do wypominania mi ile mam lat, tak? No proszę proszę Remusie- powiedziała Tonks i wybiegła z Nory.
- Niech to szlag! Ginny, gdzie jest Ginny...- i poszedł jej szukać.
Życie tutaj nigdy nie będzie normalne. Zawsze coś się dzieje, ale teraz to już po prostu jest cyrk na kółkach. Zastanawiała się co Dumbledore kazał zrobić Snape'owi... O Boże, ona chyba się o niego bała! To przecież nic strasznego, to jej nauczyciel. Obiecała sobie, że wyciągnie od Dyrektora tę informację. O wilku mowa... Przez kominek wyskoczył Snape. Był trochę poturbowany, ale stał dzielnie.
- Co się panu stało?!- zapiszczała przerażona Hermiona.
- Byłem na pikniku u Pinokia- warknął Snape.
- No tak... Te długie i krzywe nosy to pewnie wasze wspólne zainteresowanie- dopiero teraz zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głos więc szybko zatkała uszy.
- GRANGER TY IDIOTKO! 20 PUNKTÓW OD GRYFFINDORU PLUS SZLABAN DO KONCA PIERWSZEGO SEMESTRU!- ryknął tak, że aż Molly podskoczyła.
- Boże, co ci sie stalo?!- dopadła do Snape'a pani Weasley.- Chodź, zaraz to opatrzę. 
Korzystając z okazji, Hermiona chciała uciec na górę, ale Snape zawołał tylko za nią,
- Dzisiaj o 20:30 spotkanie Zakonu, przekaż wszystkim.

Nie mam nastroju... Dzisiaj pożegnałam się ze swoją klasą, więc rozdział może nie dawać wam takiej satysfakcji jak inne... Luna.

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział szósty

- Rudi? Rudi Marks?!- wydała zduszony okrzyk po czym rzuciła się by objąć chłopaka.
- Hermiono cóż za entuzjastyczne powitanie- powiedział radośnie Rudi.- wybacz muszę iść, ale spotkamy się później w Norze. Mama Charlie'go zaprosiła mnie na kolację. Do widzenia profesorze Snape.
- Do widzenia- warknął.- skąd znasz tego palanta?
- No wie pan co!- obruszyła się.- Kiedyś był w Norze na wakacjach, ale tylko na trzy dni, poznaliśmy się podczas turnieju trójmagicznego. To przyjaciel Charlie'go, pracuje przy smokach. 
- Doskonale wiem kto to jest. A teraz zabieraj się do roboty.
Gdy wypowiedział ostatnie zdanie od razu zabrała się do pracy. Musiała w duchu przyznać, że zaczęła jej się podobać jej rola w zakonie. Zaczęła robić napar a czas śmigał jak szalony. Kiedy dodała przygotowaną substancję do eliksiru wybiła dwudziesta trzydzieści. Ona zmęczona, a on stoi w najlepsze i bezczelnie na nią patrzy.
- Profesorze? Wszystko w porządku? Musi się pan tak na mnie gapić?- powiedziała niedbale.
- Pięć punktów od Gryffindoru za ton- warknął.- ale jeśli już chcesz wiedzieć, to będę patrzył tam gdzie chce.
- To absurd- oburzyła się.- przecież rok szkolny się jeszcze nie zaczął!
- Co nie znaczy, że nie mogę tego robić- zaśmiał się podle.- Mam rozumieć, że będziesz na tej kolacji dla kretynów?
- Pan też będzie?!
- Gdybym nie szedł to bym nie pytał- mruknął.
- No wie pan, wiedziałam już odkąd powiedział pan "kolacja dla kretynów", ale wolałam się upewnić.
- COŚ TY POWIEDZIAŁA?!- krzyknął, że Hermionie podzwoniło w uszach- MASZ SZLABAN PRZEZ CAŁY MIESIĄC POCZĄWSZY OD PIERWSZEJ SOBOTY SZKOLNEJ CO TYDZIEŃ! A TERAZ WYNOCHA DURNA DZIEWUCHO.
Hermiona wybiegła z sali, ale kiedy była już przed kominkiem zaśmiała się cicho. Gdy już wylądowała w Norze, Ginny uwiesiła jej się na szyi. 
- Hermiono, obudził się... Remus się wybudził kiedy poszłaś! A teraz wybacz mi, chciał ze mną o czymś pogadać więc za pół godziny w pokoju.
I nie zdążyła powiedzieć ani słowa bo rudowłosa wyszła przez drzwi Nory. Czyżby Remus coś do niej czuł? Niee... To niemożliwe. On kochał Tonks z całego serca. Podczas "podróży" do kuchni wpadła na George'a.
- Uważaj jak chodzisz- warknął George.
- Słuchaj! To, że nie chcę być z Fred'em nie usprawiedliwia twojego zachowania!- krzyknęła oburzona- co ty sobie wyobrażasz?! Że możesz mnie ciągle poniżać? Fred jakoś zrozumiał to i dał sobie spokój a ty co?! Wielki adwokat?- George'owi opadła szczęka podobnie jak wszystkim obserwującym całe zajście. Z podniesioną głową, zaczęła pomagać pani Weasley w rozkładaniu talerzy.
- To było coś, ale mu dogadałaś!- Powiedział szeptem Potter.
- Nie mam zamiaru obchodzić się z nim jak z jajkiem- powiedziała niecierpliwie.- Co tam u was?
- Narazie cisza, ale Ron chyba zaczyna zdawać sobie sprawę, że Cię zranił.- powiedział powoli, jakby bojąc się reakcji Hermiony.
- Miejmy nadzieję, że poskutkuje.- odpowiedziała. Tak naprawdę to zaczynało brakować jej towarzystwa Rona, ale co? Może to Ona miała go jeszcze przepraszać? Co to to nie! Gdy wszyscy usiedli do stołu, z kominka wyszkoczył Snape. Kiedy ich wzroki się spotkały, Mistrz Eliksirów niebezpiecznie zwęził oczy i usiadł obok Alastora. Martwiła się o Ginny bo wciąż nie wróciła i wcale nie zapowiadało się na miłą pogawędkę. Gdy wszystko rozniosła, a stół uginał się pod ciężarem słodkości, dziewczyna usiadła obok Harry'ego i Ron'a. Rozmawiali o quidditch'u więc wolała się nie wtrącać. Wypatrywała Rudi'ego przy czym leciała po twarzach obecnych osób i natknęła się na twarz Snape'a. Kiedy zorientował się, że patrzą sobie w oczy szybko odwrócił wzrok. Nie miała czasu się nad tym zastanawiać bo do Nory weszła Ginny, która dała jej znak, że ma za nią pójść i Remus, który posłał jej tajemnicze spojrzenie. Była bardzo zdziwiona, ale wolała się nie odzywać. Gdy przeszła przez próg swojego pokoju, usiadła na łóżku i czekała aż Ruda coś powie. Była tak wstrząśnięta, że nie umiała wydusić ani jednego słowa.
- Ginny no powiedz coś!- zaczęła Hermiona.
- Obiecaj mi, że po tym co usłyszysz, nie zmienisz o NAS zdania...
- Obiecuję.
- Kiedy wyszłam z Nory, poszłam usiąść pod drzewem i czekałam na Remusa. Trochę się spóźnił, ale nie dziwię się mu. W końcu dopiero co się wybudził. Ale nadszedł moment w którym przyszedł... Przeszliśmy się kawałek po polu i znaleźliśmy pień wiec usiedliśmy na nim. 
Idealnie bo nie było możliwości zobaczenia co robimy. Panowała niezręczna cisza, ale nagle odezwał się, i powiedział mi, że chyba wie co jest grane. Zaczęłam panikować, zaprzeczać, ale w końcu uległam i powiedziałam prawde. Kiedy już odchodziłam cała mokra od łez i deszczu, złapał mnie za rękę i... pocałował. Hermiono ON mnie pocałował!- załkała głośno dziewczyna.
Nie wiedziała co powiedzieć. Remus Lupin bawił się w romanse? Coś jej tutaj nie pasowało, ale wydawało jej się, że nie układa mu się z Tonks. Ale nie powinien bawić się jej uczuciami, kiedy ma inną partnerkę.- Błagam Cię, powiedz coś!
- Ale... Ale ja nie wiem co Ginny. G-gratulacje?- powiedziała niepewnym tonem i przytuliła przyjaciółkę.

Rozdział może troszkę smutny, jesli chodzi o Ginny, ale odzwierciedla on mój nastrój. W następnym rozdziale, trochę przemyśleń Snape'a. Luna.

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział piąty

Była przestraszona, ale w duchu przyrzekła sobie, że się nie podda. Humor Snape'a co prawda w ogóle jej nie pomagał, ale wiedziała, że kiedyś nadejdzie dzień w którym podzieli z nią pracownię.
- A więc Granger- zaczął nudnym tonem- będziesz miała okazję się wykazać. Dyrektor potrzebuje Felix Felicis... Tak, dobrze usłyszałaś-dodał z kpiącym uśmieszkiem kiedy zobaczył szok na jej twarzy.
- Profesorze? Po co dyrektorowi Płynne Szczęście?- zapytała.
- Granger-warknął- wiesz, że jest woja prawda? Nie patrz tak na mnie bo uwierz mi, że będziemy robić gorsze rzeczy- zaśmiał się podle. 
Jeszcze chwilę mówił jej rzeczy dotyczące eliksiru, które już wiedziała, ale z grzeczności nie chciała mu przerywać bo wiedziała, że byłaby to próba samobójcza. Kiedy skończył, udał się po potrzebne składniki a ona zerknęła tylko na porady, które jej zostawił. Po piętnastu minutach stał przed nią pusty kociołek i składniki.
- Coś nie tak, Granger?- zapytał kpiarsko.
- Wszystko w porządku panie profesorze, ale jestem ciekawa co Pan będzie robił.
- Veritaserum- powiedział krótko.- A co? nie dasz sobie rady sama?- uniósł brwi do góry i udawał wielki szok.
- Dam sobie sama radę!- zaperzyła się.
- Uważaj na swój ton durna dziewczyno, nie zapominaj kim jestem.
Bez słowa zaczęła przygotowywać swoje stanowisko pracy.
- Incendio- powiedziała szeptem.
Przygotowała drugi kociołek, żeby móc dodać do niego korzenie prawoślazu. Praca szła jej całkiem nieźle, przynajmniej jej się tak wydawało. Miała tylko nadzieję, że gdy wróci do nory usłyszy dobre wieści. Mianowicie- Lupin się wybudził. Widziała Tonks zeszłego wieczora, ale nie była w stanie zapytać jak się czuje. Pewnie bardzo się o niego martwiła.
- GRANGER UWAŻAJ!- Ryknął Snape.- Ty kretynko! najpierw trzeba to zagotować, później dodać!
- Och...przepraszam, musiałam to przeoczyć-powiedziała zszokowana.
- Jeszcze jedna pomyłka a wylatujesz, zrozumiano?!- warknął.
- Przepraszam...
Do końca eliksiru nie zrobiła ani jednego błędu, chociaż bardzo się namęczyła. Musiała odstawić eliksir na dwa miesiące, ale trzeba było przygotować jeszcze napar ze strąków kozieradki.
- Zrób sobie przerwę.-powiedział, nie odrywając oczu od veritaserum.
- Profesorze...- zaczęła.
- Czego, nie widzisz, że jestem zajety?!
- Mam pytanie. Po co nam aż tyle veritaserum?
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Czasami trzeba radzić sobie samemu, a podejrzanych jest dużo.
- Ale przecież mamy cały zapas!- uniosła ton.
- Ale widocznie jest go za mało- powiedział niecierpliwie.- Jeśli chcesz, możesz iść, ale przyjdź wieczorem zrobić napar, nie przeszkadzaj mi już.
- Dobrze profesorze, do wieczora.- pożegnała się i wyszła. Była w wielkim szoku, że Snape pozwolił jej wyjść wcześniej, przecież dopiero jest trzynasta. Wyskoczyła z kominka i poszła automatycznie do salonu. Nie wybudził się. Czuła się jakby ktoś zaplątał jej linę wokół serca, gdy widziała płaczącą Tonks i... Ginny. Spotkała się wzrokiem z przyjaciółką, która odrazu do niej podeszła.
- Hermiono, możemy porozmawiać?- Zapytała najmłodsza Weasley'ówna.
- Jasne, chodźmy do pokoju.- odpowiedziała. W Norze było dzisiaj tyle osób, że nikt nawet nie zauważył kiedy przyszła.
- Słuchaj...- zaczęła Ginny.- Chciałabym z tobą porozmawiać o...
- Remusie- przerwała jej Hermiona- Ginny, ja chyba wiem o co Ci chodzi...
- Proszę, nie skreślaj mnie, ale ja się chyba w nim zauroczyłam. Wiem, że jest z Tonks i broń Boże, nie chcę tego rozbijać! Nikt się o tym nie dowie, obiecaj mi, że nikomu nie powiesz...- powiedziała błagalnym tonem.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć. Nikt się nie dowie. I nie mam cię za co skreślać, serce nie sługa. Chodź, zejdziemy na obiad.
Gdy szły korytarzem, wpadły na Harry'ego. Hermiona na początku nie wiedziała jak się zachować a oczy błądziły po ścianach Nory.
- Możemy pogadać, w cztery oczy?- Zaczął niepewnie Harry. Ginny taktownie się wycofała.- Chciałem Cię przeprosić... Ja wcalę nie myślę tak jak Ron, oh zresztą on też tak nie myśli! 
- A co ty, jego adwokat? Myślałam, że chciałeś być aurorem- warknęła.- Póki co, muszę przemyśleć pewne sprawy, ale nie mam Ci tego za złe. Problem jest w czymś innym i nosi nazwę Ron. A teraz wybacz, chciałabym coś zjeść... idziesz?
- Pewnie- powiedział nieco bardziej entuzjastycznie. 
Gdy usiadła obok Harry'ego, Ron obrzucił ich nieprzyjemnym spojrzeniem. Co prawda, bardziej zabolało ją to, że George zrobił to samo. Fred uśmiechął się do Hermiony przepraszająco i starał się zagadać drugiego bliźniaka.
- Nie przejmuj się George'em. Słyszałem, że jest trochę zły odkąd dałaś kosza Fred'owi.- powiedział wybraniec.
- Niech zgadne. Cała Nora już wie, prawda?- zapytała.
- Pytanie retoryczne Hermiono.- powiedział jadowicie George.
- Wiecie co, pójdę poczytać.
Pobiegła na górę. Nie chciała patrzeć w te twarze przepełnione nienawiścią. Czuła się podle, nie dość, że gościli ją u siebie to ona jeszcze sprawiała im przykrość, ale na litość boską! Przecież ona nie jest niczemu winna! Po prostu Fred jej się nie podoba i tyle. W mgnieniu oka wybiła dziewiętnasta więc stwierdziła, że pójdzie już do zamku. Powiedziała pani Weasley, że wróci późno. Dostrzegła w twarzy Molly mieszankę współczucia i smutku. Skrzaty powitały ją mile, ale musiała iść. Gdy stanęła w drzwiach gabinetu Mistrza Eliksirów, była zszokowana tym kogo tam zobaczyła...

Przepraszam, że nie dodałam wczoraj rozdziału, ale byłam poza domem. Wiecie co zauważyłam? Że gdy dodaję post to godzina dodania nie zgadza się z rzeczywistą. Obecnie jest 23:35 a pokazuje co innego. Ale wracając do opowiadania! Następny rozdział powinien was zaciekawić bo pojawi się nowa postać. Dziękuję za ponad 200 wyświetleń na blogu, to wiele dla mnie znaczy. Pozdrawiam. Luna.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział czwarty

Musiał usiąść. Przecież Weasley właśnie udowodnił jego obawy. Ron to zdecydowanie największy kretyn jakiego spotkał w całym swoim życiu. Przecież ta dziewczyna jest z nimi od początku i jest ostatnią osobą którą mógłby o to posądzić. Nigdy jej nie lubił bo była przyjaciółką Potter'a, ale na litość boską! To chyba najgorsze co można w tym świecie usłyszeć. Zastanawiał się, dlaczego Granger stanęła w obronie Dracona. Przecież widać było, że nie pali jej się do tolerowania go. Ba! Ona go po prostu nie trawi. Pogrążony w myślach Snape, poszedł pod prysznic. 
Hermiona wyskoczyła z kominka o siedemnastej. Bez słowa przeszła przez salon i poszła po kubek ciepłej Herbaty. Stanęła przy oknie i obserwowała jak deszcz rozsuwa się po zimnej szybie. 
-Kochana... możemy pomówić?-zaczęła ostrożnie Molly Weasley.- Słyszałam, że wczoraj pokłóciłaś się z Ronem i Harrym. To coś poważnego?
-Nie, nie ma powodu do obaw pani Weasley, ale dziękuję za troskę- uśmiechnęła się blado.-Jeśli pani pozwoli, pójdę wziąć prysznic.
Snuła się po podłodze Nory jak duch. Miała nadzieję, że nie spotka nikogo kto mógłby uprzykrzyć jej życie. Niestety nikt nie wysłuchał jej prośby i wpadła na Freda.
-Hermiono, wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej-zauważył.
-Wiesz, jestem zmęczona. Bardzo zmęczona.
-Nie miałabyś ochoty na mały spacer? Świeże powietrze dobrze Ci powinno zrobić.
Długo się nie zastanawiała. Wzięła szybki prysznic i wybrała się z jednym z bliźniaków przed Norę. Zaniepokoił ją fakt, że George puścił oko do swojego bliźniaka. Długo szli bez żadnej rozmowy. Widać było, że Fred strasznie się denerwował. W końcu wypaliła:
-Fred...Jest jakiś konkretny powód naszego spotkania...we dwoje?
-Hermiono... Zawsze Ci dopiekałem, lubiłem gnębić. Ale to niezupełnie oznaczało, że Cię nie lubię. Eh...wręcz przeciwnie.-powiedział speszony.
-Ah, Fred ja też Cie lub...- przerwała kiedy dotarł do niej sens jego słów. Była tak zdziwiona, że nie zauważyła, że zaczęło padać. Nie umiała wykrztusić z siebie ani słowa. No to pięknie. Nie chciała wchodzić w żaden związek. Fred był uroczy to prawda, ale to nie był jej typ. Zastanawiała się ostatnimi czasy czy w ogóle miała jakiś swój typ.-Oh...Fred, ja nie wiem co mam Ci powiedzieć.
-Po prostu jeśli nie masz ochoty spotykać się ze mną w ten inny sposób, zrozumiem to.-powiedział pewnym tonem.
-Ja...ja przepraszam, nie mam serca by Cię okłamać Fred. Proszę wybacz mi.- powiedziała łkając.
-Nie ma sprawy Herm! Chodźmy do środka, będziesz chora.
Poszli znowu bez słowa do Nory. Czuła, że wszyscy się na nią patrzą. Pewnie George wszystkim powiedział o co chodzi.
-Kochani kolacja będzie za piętnaście minut-powiedziała pani Weasley.
-Gdzie jest Ginny?-spytała Hermiona.
-siedzi w salonie przy Remusie...dalej się nie wybudził.-odpowiedziała.
Poszła bez słowa do salonu. Była trochę zszokowana, kiedy zobaczyła, że rudowłosa trzyma Remusa za rękę.
-Mówili coś? Kiedy się wybudzi?
-Jeśli wszystko pójdzie dobrze to w tym tygodniu. Dopiero wtorek więc ma szanse. Hermiono tak się o niego boję!-wstała i przytuliła się do przyjaciółki. To dopiero dziwne, że się tak o niego troszy, ale obiecała sobie, że pomyśli nad tym kiedy indziej.
-Chodź, zjemy i porozmawiamy w pokoju.-powiedziała Hermiona. Wyszły do kuchni i usiadły na końcu stołu, żeby nikt im nie przeszkadzał. Ruda nie była dzisiaj rozmowna. Po posiłku poszła od razu spać. Rano obudziła się z potwornym bólem głowy. Oho! skutki wczorajszego spaceru dają się we znaki. Poranne czynności przyszły jej z wielkim trudem, ale gdy już była gotowa, poprosiła panią Weasley o kanapki. Weszła do kominka krzycząc "Hogwart" była dzisiaj trochę przed czasem, ale pomyślała, że to lepiej. Snape'a jeszcze nie będzie, więc będzie mogła pomyśleć trochę. Niestety znowu się pomyliła bo wpadła na kogoś.
-Uważaj jak chodzisz fretko- warknęła rozzłoszczona.
-Granger...poczekaj, możemy porozmawiać?
-Malfoy, jest za piętnaście siódma. Nie mam zamiaru się kłócić z Tobą i psuć sobie dnia-powiedziała na odczepne.
-Chciałem Ci podziękować. Słyszałem o kłótni, która zaszła pomiędzy tobą a Potter'em i Weasley'em.
-Snape Ci powiedział?!-krzyknęła wściekła.
- Dla Ciebie Pan Snape-powiedział wściekle Mistrz Eliksirów. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że za nią stał.
-Nie chciałam Panie profesorze, proszę mi wybaczyć.
I Poszła do gabinetu. Poszła po swoje książki, ale Snape powiedział jadowitym tonem:
-O nie, panno Granger. Dzisiaj mam do pani inne zadanie.

Mam nadzieję, że się podobało. Starałam się, ale mój humor mógł wszystko popsuć :( Mam nadzieję, że jednak jesteście zadowoleni z tego rozdziału. W następnym rozdziale będzie się działo. Nic więcej nie powiem! :) Do następnego. Luna.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział trzeci

Hermionie zahuczało w uszach. Napad? Nie przypuszczała, że tak szybko wszystko się potoczy. Była bardzo przejęta.
-Harry! Ron! Połóżcie go do salonu-krzyknęła roztrzęsiona Molly. Była bardzo blada, sprawiała wrażenie osoby bardzo zmęczonej.
Hermiona pomogła zanieść Lupina do salonu. Nie wierzyła w to wszystko. Nie była nawet pewna czy wszyscy przeżyli... Tak bardzo się o nich martwiła. Zastanawiała się co było przyczyną ataku i gdzie do niego doszło, skoro na zebraniu Zakonu nikt nie wspominał o akcji. Wszystko wydawało jej się podejrzane, ale spięła się jeszcze bardziej kiedy usłyszała trzask aportacji. Zobaczyła Moody'ego, Artura Weasley'a niosącego nieprzytomną Tonks, Freda i George'a którzy lewitowali rannego Billy'ego.
-Szybko! Wszyscy do salonu- powiedziała Hermiona. Widocznie wieści o napadzie szybko się rozpowszechniły bo z kominka wylecial Dumbledore, pani Pomfrey i McGonagall. Dyrektror i Pomona odrazu zabrali za uleczanie. Głos zabrała Minerva:
-Arturze? Co się stało? Było was więcej?
-Gdy przeszukiwaliśmy biuro jednego z podejrzanych, wpadło ich z dwudziestu i musieliśmy się aportować. Tak...był z nami Draco Malfoy-odpowiedział.
Święta trójca wydała z siebie zduszone okrzyki.
-MALFOY?! To pewnie jego sprawka! Na pewno dał im znać, gdzie jesteście!- krzynkął Ron.
-Ron, nie bądź niepoważny. Sam naraził by się na niebezpieczeństwo?-odpowiedziała Hermiona z niedowierzaniem.
-Przez NIEGO Tonks i Lupin mogą się nie wybudzić a ty go jeszcze bronisz?!
W Hermionie się zagotowało. Ron i jego niewyparzony dziób! Przecież to oczywiste, że Malfoy by ich nie zdradził bo sam mógł zginąć. 
-Nikogo nie bronię! Ja tylko myślę logicznie!
-Hermiono, Ron ma rację. To mógł być On. Nie wiesz do czego zdolny jest Malfoy.-Powiedział zdenerwowany Harry.
-Wiecie co? Wasze mózgi potrzebują chyba tlenu, więc radzę wybrać się na spacer.-Warknęła Hermiona.
-O Proszę, jedna lekcja i już przybierasz charakterek Snape'a. A może ty trzymasz z nimi sojusz?-mruknął podejrzliwie Ron.
Łzy napłynęły jej do oczu. Nie pomyślałaby, że mógł posądzić ją o coś takiego. Nie wiedziała co zrobić, czuła, że zaraz się rozpłacze więc poszła bez słowa na górę. Ginny własnie weszła do pokoju, cała z krwi. Widocznie pomoc przy uzdrawianiu dała się we znaki.
-Jestem padnięta. Musiałam posłać tyle zaklęć sprawdzającyh, że chyba już sama nie wiem co...Miona, wszystko dobrze?-Spytała rudowłosa.
A ona nic. Patrzyła tępo w sufit. Bała się cokolwiek powiedzieć bo wiedziała, że głos by jej się złamał.
-Twój b-brat...posądził mnie o przynależność do śmierciożerców-wyrzuciła z siebie i się rozpłakała. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła a tu już dzwonił budzik! Wstała i wykonała poranne czynności. Gdy zeszła na dół, atmosfera była napięta. Przy stole siedział Moody i pani Weasley.
-Kochaniutka...-zaczęła niepewnie- zjesz coś?
-Nie mam czasu, mogłaby pani mi zapakować? Zjem w zamku-powiedziała bezbarwnie.
Pani Weasley zrobiła to błyskawicznie. Hermiona przyjęła pakunek i weszła do kominka bez słowa. Była bardzo przybita i wciąż chciało jej się płakać. Wiedziała, że Ron jest czasami podły, ale żeby powiedzieć taką rzecz? Nie spodziewała się. Gdy schodziła do lochów, usłyszała krzyki z gabinetu Snape'a.
-NIE ROZUMIESZ?! ONI NIGDY MNIE NIE ZAAKCEPTUJĄ! WEDŁUG NICH JESTEM PODŁYM ŚMIERCIOŻERCĄ!-Ryknął Malfoy.
-Przestań się wydzierać! A czego oczekiwałeś? Że będziesz pił herbatkę z Weasley'ami, pogrywając wesoło w szachy? Draco, opamiętaj się-wrzasnął Snape.
-Nic nie rozumiesz...oni są przekonani, że to JA stoję za tym wszystkim. Czuję to.
I Wyszedł. Hermiona schowała się szybko za filarem, żeby nikt jej nie zobaczył. Weszła do gabinetu.
-Dzień dobry panie profesorze.-powiedziała, nawet na niego nie patrząc. Podeszła do swojego stanowiska i zdziwiło ją to, że nie ma jej zabezpieczonego kociołka z eliksirem.-panie profesorze? Gdzie jest eliksir pieprzowy?
-Dokończyłem go za Ciebie, nie ma czasu na sprawdzanie twoich umiejętności.-warknął.- Dzisiaj dostaniesz parę ksiąg, bardzo starych i niebezpiecznych ksiąg. Musisz się z nimi zapoznać, jesli chcesz zacząć mi pomagać.
-Dobrze, panie profesorze-odpowiedziała.
Coś było nie tak. Czuł to. Przecież ta niewychowana smarkula zawsze znalazła okazję by mu zapyskować. Podszedł do regału i podał jej trzy grube księgi.
-Ile mam na to czasu?
-Myślałem, że to oczywiste.-przykmnął oczy jakby tracił cierpliwość.-będziesz je czytała tak długo aż skończysz. Rzecz jasna, zaznaczyłem Ci fragmenty, które masz przeczytać bo całość zajęłaby Ci miesiąc. Nie żeby to nie było dla Ciebie przyjemne- powiedział ze zlośliwym uśmiechem.
-Dobrze, panie profesorze.-odpowiedziała. Zaczęła czytać, robiąc notatki w międzyczasie.
No nie! Z nią jest serio coś nie tak! Przecież już dawno by się na nią wydarł! A zresztą, nie będzie się przejmował tą głupią dziewuchą. Zaczął myśleć o Draconie. Głupiec. Na co on liczył? Przecież to logiczne, że musi potrwać trochę czasu zanim wszyscy go zaakceptują, chociaż był w stu procentach pewny, że Ci kretyni Potter i Weasley nigdy go nie zaczną chociażby tolerować. Z natłokiem myśli zaczął sporządzać eliksiry pieprzowe. 
-Przepraszam...Czy mogłabym zjeść kanapkę? Jest już po szesnastej i jestem głodna.- Spytała Hermiona.
-Jesli już musisz-mruknął. Sam poczuł się bardzo głodny, więc zrobił sobie przerwę i poprosił skrzaty domowe o obiad.
-Skąd ma Pan te księgi? Są bardzo rzadkie.
-Dostałem od Dumbledore'a, kiedy zacząłem tutaj uczyć.
-Zaciekawiła mnie część o niemieckim alchemiku, który zginął podczas zbierania potrzebnych składników-wypaliła nagle.
Snape przyjrzał jej się uważnie. Nie patrzyła na niego, sprawiała wrażenie chorej.
-Granger, co Ci jest? źle się czujesz?-Spytał niecierpliwie.
-Ja? Och...nie, skądże. Czuję się znakomicie- odpowiedziała zbyt słodkim tonem.
-Mów co Ci jest, przecież widzę.
-Mała sprzeczka z chłopakami.
-Oj-zacmokał.- czyżby nasi wspaniali przyjaciele się pokłócili?-zakpił.
- To nie-jest-pana-sprawa-powiedziała przez zaciśnięte zęby zanim zdążyła się ugryźć w język-...przepraszam.
-Myślę, że na dzisiaj koniec czytania Granger-warknął wściekły.- posprzątaj i wynocha!
-Dobrze panie profesorze.
Szybko zaczęła sprzątać książki, spakowała swoje rzeczy i pozbierała kilka papierków z kanapek.
-Wyno...-zaczął Snape, ale Hermiona mu przerwała.
-Ron posądził mnie o przynależność do śmierciożerców, tylko dlatego, że obroniłam Dracona w kłótni. Dobranoc- powiedziała beznamiętnie i wyszła z sali.
Snape stanął jak wryty i patrzył w drzwi, przez które wyszła Hermiona. 

Kochani, jest mi niezmiernie miło, że jest już tyle wyświetleń na blogu! Chciałabym serdecznie podziękować Suzannie oraz Gabi za komentarze i miłe słowa. PS nie martwcie się. Akcja pomiędzy Snape'em a Hermioną jeszcze się nie rozkręca. Mogłabym powiedzieć nawet, że trochę się pogorszy po tej rozmowie. Trzymajcie się :) Luna.


 

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział drugi

Gdy dyrektor pozwolił jej opuścić pokój, poszła na dół do kuchni wypić kubek herbaty. Była w podłym nastroju. Dlaczego akurat ONA musiała siedzieć z Snape'em przez resztę wakacji? Nie żeby się nie cieszyła, że w końcu zostało jej przydzielone zadanie, ale ona dostała to najcięższe. Jej przemyślenia rozgoniła Ginny.
- I Jak? Co dostałaś? O Boże, Hermiono...dlaczego jesteś blada? - zapytała przestraszona przyjaciółka.
-Zostało mi przydzielone dosyć szczególne zadanie. Eliksiry. Na domiar złego Snape będzie mną dyrygował- warknęła wściekła Hermiona.
-Tak mi przykro...Nie wiem co na to powiedzieć, może postaraj się porozmawiać z Dyrektorem.
-Ginny, błagam Cię! Dobrze wiesz, że nie mogę sobie niczego wymyślać ani przekładać bo coś mi się nie podoba...Właśnie! A ty masz jakie zadanie?-zapytała Hermiona.
-Będę pomagać wraz z Neville'em pani Sprout przy roślinach.
-Przynajmniej będziesz miała kogoś znajomego pod ręką.-powiedziała nachmurzona Hermiona.-Wybacz, ale pójdę położyć się spać.
I wyszła. Czarne myśli kłębiły się w niej z coraz większą mocą z minuty na minutę. Długo się wierciła nim zasnęła. Miała koszmary a rano obudziła się zlana potem. Spojrzała na zegar. Szósta. Miała godzinę do wyjścia. Zebrała ubrania i poszła pod prysznic. Piętnaście minut potem, siedziała już przy stole.
-Kochana, zjedz chociaż jednego tosta!- Powiedziała pani Weasley.
Na odczepne ugryzła dwa razy i popiła herbatą.
-Dzień Dobry! Hermiono, nie śpisz już?- Zapytał Ron.
-Zaraz muszę wstawić się u Snape'a. Nic nie wiesz?- odpowiedziała zszokowana.
-Nie skąd mam...-i nie dokończył bo przerwała mu mama Rona.
-Nie męcz jej z rana, opowiem Ci wszystko później.
Szósta pięćdziesiąt. Czas wyjść do pracy.
-Miłego dnia Hermiono- powiedziała pani Weasley.
-Wzajemnie- odpowiedziała i weszła do kominka.
Wypadła prosto na jakiegoś skrzata domowego. Nie miała czasu go przepraszać, była bardzo zdenerwowana pierwszym dniem u Snape'a. Gdy stanęła przed drzwiami i zapukała, przeszedł jej po karku zimny dreszcz.
-Właź i zamknij za sobą drzwi- warknął Snape.- Po pierwsze, nie toleruję spóźnienia. Po drugie, masz się mnie słuchać i nie przeszkadzać kiedy jestem czymś mocno zajęty.
-Um...Profesorze?-zapytała ostrożnie Hermiona?
-Czego?-powiedział jadowicie Snape. Nie był dzisiaj w dobrym humorze.
-Czym mam się konkretnie zająć? Jaki eliksir będziemy sporządzać?
-MY? Chyba nie myślałaś, że od razu dam Ci dostęp do całego magazynu i będziemy kroić razem składniki?-zakpił.- Na początek będziesz sporządzała notatki. Później pogadamy.
-Dobrze, panie profesorze.- odpowiedziała, lekko zmieszana.
Miała wrażenie, że minęła wieczność. Gdy Snape przygotowywał potrzebne ingrediencje, Hermiona ciągle musiała notować.Gdy się odezwał, prawie podskoczyła.
-No dobrze Panno Wiem-To-Wszystko-Zakpił.- Zobaczymy czy umiesz sporządzić prosty eliksir pieprzowy.Co jest potrzebne do tego eliksiru?
-Krew nietoperza, ziarnka pieprzu, kieł węża, mucha siatkoskrzydła- wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
-Brawo, ciekawe czy twój niebywale mądry mózg zrobi z tego praktykę. Do roboty.- Powiedział i wyszedł z sali.
Poszła do magazynu i wzięła potrzebne składniki. Przygotowała kociołek i zaczęła. Praca bardzo ją pochłonęła, nawet nie zauważyła, że już po dziewiętnastej. Dodała ostatni składnik i musiała poczekać dwanaście godzin aż para się skropli. Zabezpieczyła kociołek i zauważyła stojącego za nią Snape'a. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony. 
Bez słowa podszedł do kociołka i zaczął wszystko sprawdzać. Wszystko wskazywało na to, że poszło jej dobrze, ale rzecz jasna nie powie jej tego.
-Mogło być lepiej Granger-powiedział bezbarwnie.- A teraz wynocha i jutro widzę Cię tutaj o tej samej porze co dzisiaj- warknął.
-Do widzenia panie profesorze-odpowiedziała i czym prędzej wybiegła z lochów. Marzyła teraz tylko o czymś do jedzenia, była bardzo głodna. Gdy wyskoczyła z kominka pani Weasley zbladla.
-O mój Boże, złotko jesteś bardzo zmęczona! Już ja sobie porozmawiam z Severusem- zagroziła.
-Nie trzeba pani Weasley... Mogłabym poprosić o coś do jedzenia?- gdy Molly usłyszała jak Hermiona prosi ją o jedzenie od razu zapędziła ją do stołu. Siedzieli przy nim Harry i Ron.
-Wyglądasz okropnie- rzekł Potter.
-Też miło Cię widzieć...Własnie! Miałam się was spytać, jakie dostaliście zadania?
-Ron musi szpiegować osoby z Slytherinu, kiedy rozpocznie się nowy rok szkolny a ja będę ćwiczył oklumencje z Dumbledore'em.-odpowiedział Harry.
-Wiecie powiem wam, że...- i nie dokończyła bo przez drzwi nory wleciał Lupin, cały zakrwawiony i wstrząśnięty. Molly upuściła talerze.
-Na-na-napadli na nas.- powiedział słabo Lupin i upadł. 


Tadaaam! Oto drugi rozdział. Kochani, dziękuję za te miłe słowa. Nie macie pojęcia jak to motywuje do dalszego pisania. Już wkrótce szykuję dla was pewną niespodziankę, ale narazie łapcie drugi rozdział :) Luna.

piątek, 19 czerwca 2015

Rodział pierwszy

Aktualne życie w Norze nie należalo do najłatwiejszych spraw. Szczególnie, że wczoraj Hermiona, Harry, Ron i Ginny zostali członkami Zakonu Feniksa. Hermiona była bardzo zabiegana i wraz z Ginny starały się unikać pani Weasley. W ramach odpoczynku rozmawiały na podwórku.
-Jak myślisz, Ron jeszcze coś do Ciebie czuje?-spytała Rudowłosa.
-Szczerze? Mam nadzieję, że nie. To wszystko nie ma sensu, Ginny. Nie oszukujmy się, już prędzej pocałuję Malfoy'a niż do niego wrócę.- Zażartowała Hermiona.
Rozkoszowały się chwilą spokoju, promienie słońca otulały ich blade twarze. Nagle Hermiona słyszała, że ktoś krzyczy.
-HERMIONA! GINNY!- Harry ryczał tak, że chyba postawił na nogi cały dom.
-Co się stało?
-Dzisiaj jest spotkanie Zakonu, podobno coś ważnego dzisiaj się stanie. Jak myślicie? Co to będzie? Może nowe zadania?-Harry był bardzo podniecony kiedy zadawał im mnóstwo pytań. 
-Spokojnie-odparła Hermiona.- Na pewno Dumbledore powie parę spraw organizacyjnych, przecież wiesz, że musi wprowadzić nas w pewne zasady, których będziemy musieli bardzo przestrzegać.
-O czym rozmawiacie?- Wtrącił się Ron.
I Ginny opowiedziała mu całą historię. Hermiona ich nie słuchała bo była zajęta swoimi myślami. Co jeśli ktoś się dowie, że rzuciła Obliviate na rodziców? Właśnie...jej rodzice. Ciekawe co u nich słychać. Do oczu napłynęły jej łzy.
-...no i wygrali! Hermiono...? Ty płaczesz?-rzekł zszokowany Ron.
-N-nie... muszę iść się odświeżyć przed spotkaniem Zakonu.- Czując, że łamie jej się głos, pobiegła do łazienki.
Płakała. Nie umiała poradzić sobie z spadającym na nią ciężarem. Zakon, szkoła, nowe zadanie. Najchętniej poszłaby spać, ale słyszała trzaski aportacji. Oho! Zebranie musiało się już zaczynać. Zeszła na dół i zajęła miejsce obok swoich przyjaciół. Zobaczyła m.in. Lunę Lovegood co troszkę ją zszokowało. Biegła wzrokiem po twarzach członków i czuła małe podniecenie. Przecież to jej pierwsze spotkanie. Przez drzwi wszedł Snape i szeptnął coś do Dumbledore'a po czym przemówił.
-Proszę zająć miejsca, za chwilkę przyjdzie gość specjalny-zakpił.
-Ale z niego dupek! Jak on może żartować w takich poważnych chwilach-szeptnął Ron.
-Oh nie nazywaj go tak Ronaldzie! Przecież to nasz profesor!-powiedziała Ginny.
Kiedy przez drzwi wszedł rzekomy gość specjalny szepty i rozmowy ucichły... Wszyscy byli zszokowani, nie umieli nic powiedzieć.
-Wyglądacie gorzej niż Longbottom na moich lekcjach- powiedział jadowicie Snape.
-MALFOY W MOIM DOMU?! PRECZ STĄD TY GNIDO- Ron wyciągnął różdżkę i chciał posłać mu zaklęcie.
-Expelliarmus- ryknął Snape.-Weasley jeszcze jeden taki wybryk a wylecisz stąd. Draco chce przejść na naszą stronę. Myślę, że to dobry pomysł, szczególnie, że zna plany śmierciożerców lepiej niż ja dlatego, że zostało mu przydzielone...szczególne zadanie o którym nie wiem nawet ja.
-Severusie...Czy to oznacza, że pan Malfoy będzie tutaj na każdym zebraniu?-zapytała Molly. Widać było, że też jej to nie odpowiadało, ale starała się tego nie okazywać.
-Tak, Molly. A teraz jeśli łaska zajmijcie swoje miejsca.
Spotkanie trwało około godziny, Dumbledore mówil i mówił, ale nie było nudno. Pod koniec zebrania kazał zostać Hermionie, Harry'emu, Ronowi i Ginny.
-Słuchajcie. Każdy z was dostanie zadanie które będzie wysokiej wagi. Z każdym porozmawiam osobno, pierwsze chciałbym zamienić kilka słów z Hermioną.
Serce podeszło jej do gardła. Poszła za nim do pokoju i słuchała.
-Moja droga. Będziesz miała bardzo ważne zadanie. Musisz pomóc pewnemu człowiekowi nad eliksirem, który próbuje stworzyć. Nie patrz tak na mnie-zaśmiał się starzec.- Wiem, że eliksiry są twoją mocną stroną, zresztą jak wszystko, więc byłbym wdzięczny gdybyś zgodziła się pomóc.
-Jasne, że się zgadzam...Chwila, panie profesorze...Z Kim miałabym go przygotowywać? -Spytała przestraszona Hermiona?
-Granger, jutro chcę Cię widzieć o siódmej pod gabinetem- powiedział Snape ze złośliwym uśmiechem.
O nie, tylko nie Snape...

Powitanie

Witam was na moim blogu "Czas leczy rany". Jak widać jestem wielką fanką HG/SS i postaram się dodawać tutaj regularnie posty. Mówię na wstępie, że akcja szybko nie będzie się rozkręcać. Moje internetowe imię to Luna. Myślę, że będzie nam się miło współpracowało :)