niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział czterdziesty drugi

- Ginny chodź do pokoju wspólnego, wszystko nam wyjaśnisz.- powiedziała Hermiona.
 Rudowłosa chciała jak najszybciej znaleźć się daleko od Wielkiej Sali, czuła, że wszyscy się z niej śmieją, jak mogła być taka głupia. Gdy stali już przed Grubą Damą Hermiona rzuciła hasłem i weszli do pokoju. Usiedli przed kominkiem i czekali tylko na Rona, który już wbiegł do pomieszczenia. 
- Muffliato- powiedział Harry, który widząc pytający wzrok przyjaciół dodał, że to na wszelki wypadek.
- Co się stało Ginny?- zapytała jej przyjaciółka.
- Nie łatwo mi o tym mówić, ale... Zaczęłam kręcić z Zabinim. Spotykałam go na początku w bibliotece, ale raz podszedł do mnie i zapytał o jakąś książkę. Tak zaczęła się nasza znajomość. Zostawialiśmy liściki w książkach i wzajemnie sobie odpisywaliśmy. Myślałam, że będę mogła do niego spokojnie podejść bo chciałam oddać mu książkę, ale widocznie chyba się przeliczyłam i zapomniałam z jakiego jest domu.- odpowiedziała przez łzy.
- A to świnia, jeszcze tego pożałuje!- warknął Ron.
- Zgadzam się z Ronem, to jakaś nowość...- powiedziała kpiarsko Hermiona, na co Harry parsknął śmiechem.
- A co się stało Lunie? Przecież ona nigdy taka nie była...- zapytał Potter.
- W sumie to miałam wam nie mówić o tym, ale dostałam wczoraj sowę od mamy i okazało się, że ojciec Luny został porwany. Miałam wam przekazać, że jutro w Norze odbędzie się spotkanie Zakonu, więc w sumie to chyba tyle. Może dlatego tak zareagowała?- odpowiedziała Ginny.
 Wszyscy byli w głębokim szoku, że pan Lovegood został porwany. Hermiona prawie się rozpłakała, bo miała już dosyć tych wszystkich porwań i napadów. Czwórka przyjaciół rozmawiała ze sobą jeszcze długo, ale ktoś zapomniał, że miał iść do Snape'a. Kiedy sobie o tym przypomniała wystrzeliła jak strzała i pobiegła prostu do lochów. Nawet nie zapukała bo wypadło jej to z głowy, zresztą od dłuższego czasu już tego nie robiła. Chwyciła za klamkę i otworzyła gwałtownie drzwi. Snape stał przy kociołkach i tylko pokazał jej, że ma mu nie przeszkadzać. Zajęła się swoją pracą z wielką precyzją, ale dopiero kiedy widziała, że skończył się nad czymś pastwić postanowiła zadać pytanie.
- Czy Luna została ukarana?
- Granger... Powiedz mi, dlaczego ciągle wpychasz ten nochal nie tam gdzie trzeba? 
- Bo Luna to moja przyjaciółka i przykro mi, że musi cierpieć za odrobinę prawdy.
- Nie przeginaj struny, albo się zamkniesz, albo zaraz znajdę sobię zastępstwo.
- Przecież już raz pan to zrobił, więc w czym problem?
- GRANGER DO CHOLERY!- wrzasnął Mistrz Eliksirów. Dziewczyna się tak przestraszyła, że upuściła na szczęście pusty słoik.- Zbieraj to w tej chwili, bez magii.- dodał przeciągając ostatnie dwa słowa.
 Była prawie dziesiąta wieczorem a Ona ciągle stała nad kociołkami. Marzyła tylko o śnie, była bardzo głodna i przemarznięta, bo kominek stał chyba tylko dla ozdoby. 
- Chcesz herbaty?- zapytał męski głos.
- Tak, poproszę... chwila, co?- zapytała z mało inteligentną miną. Myślała, że znowu zacznie na nią wrzeszczeć, ale tak się nie stało, o Merlinie... on się uśmiechnął! Odłożyła wszystko i poszła usiąść na krześle. Wzięła od niego kubek z napojem i przymknęła oczy. 
- Jutro jest spotkanie Zakonu, możesz wszystkim przekazać?- zapytał. Już chciała odpowiedzieć, że wie, ale ugryzła się w język. 
- Tak, podam dalej. 
 Atmosfera była tak napięta, że było słychać tylko tykanie zegara i gotujące się eliksiry. Hermiona była zawiedziona faktem, że zawartość jej kubka została opróżniona, ale zobaczyła, że Snape wstaje i napełnia go ponownie.
- Stało się coś?- zapytała podejrzliwie.
- Nie... Dlaczego pytasz?
- Bo jest pan ZA miły jak na pana.- powiedziała i usłyszała zgrzytanie zębów na co parsknęła prosto w napój. Postanowiła już go nie zaczepiać, bo może być jeszcze gorzej.
- Do której tutaj muszę siedzieć? Już jest trochę późno.
- W sumie to możesz już iść, po prostu chciałem żebyś na chwilę została.- odpowiedział całkiem poważnie. Dziewczyna zaczerwieniła się po sam czubek głowy.- Jutro nie musisz przychodzić z rana, muszę jechać do Ministerstwa więc widzimy się dopiero po zajęciach. Nie spóźnij się i dobranoc panno Granger.
 Wyczuła, że już nie jest mile widziana w jego towarzystwie więc podziękowała za rozmowę i wyszła z lochów. Serce waliło jej jak oszalałe a zdanie "po prostu chciałem żebyś na chwilę została." chodziło jej po głowie cały czas. Poszła jeszcze obejść zamek i postanowiła, że jutro zapyta się Snape'a co się dzieje z Draconem, znowu nie było go na patrolu. Przecież jesli ktoś się o tym dowie do będzie mieć wielkie kłopoty, w końcu nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Oby Umbridge się nie dowiedziała, bo wtedy cały plan może runąć. Poszła do swojego pokoju, wzięła prysznic i zaczęła odrabiać pracę z Transmutacji. 
 Siedział w łazience prefektów jak co wieczór i myślał o tym co będzie, kiedy rozpęta się prawdziwa wojna, prawdziwe piekło. Kiedy będzie musiał wybierać pomiędzy dobrem a złem, rodziną a przyjaciółmi, zakonem a śmierciożercami. Doskonale wiedział, że chce pomagać Zakonowi, ale jego rodzice... przecież nie mógł ich zostawić w takim momencie, doskonale wiedział, że jego mama robi to pod przymusem, boi się o niego. Ojciec już całkiem został pochłonięty przez Voldemorta i próbuje wykreować swojego małego klona lecz nie rozumie, że robi mu tylko krzywdę. Otarł łzę, której się bardzo wstydził, ale nie dawał już rady, gdyby tylko mógł to rzuciłby to wszystko i wyjechał gdzieś daleko. Niestety, musi pomóc swoim przyjaciołom, a szczególnie tej pięknej, młodej dziewczynie, za którą szaleje już od długiego czasu...

 Za to, że tak długo nie pisałam, duuużo naszej pary i Dracona! Obiecuję, że wracam, po prostu przedtem nie miałam weny. Mam nadzieje, że zostało mi wybaczone :) Jak myślicie, kim jest dziewczyna, która wpadła Draconowi w oko? ;) Pozdrawiam, Luna :) 

wtorek, 1 grudnia 2015

Rozdział czterdziesty pierwszy

 Weszła po schodach na górę i powoli szła do pokoju, w którym był Remus. Podeszła do drzwi, były zamknięte. Delikatnie zapukała i się odsunęła. Starszy przyjaciel podszedł do drzwi i otworzył Hermionie. Była zaskoczona wchodząc do tego pomieszczenia. Było tam czysto, na początku myślała, że pani Weasley wkroczyła do akcji, ale najwyraźniej w Remusie zachodziły wewnętrzne zmiany. Podeszła do okna i stanęła obok Lupina. Przyjrzała mu się, oczy miał dalej zapadnięte, ale widać, że czuje się już lepiej.
- Czemu na mnie patrzysz?- zapytał z bladym uśmiechem na twarzy.
- Bo Cię dawno nie widziałam i jestem ciekawa co u Ciebie słychać.
- Dobrze- odpowiedział po chwili, ale widząc jej niezadowoloną minę dodał:- Hermiono, nie martw się, naprawdę wszystko jest w porządku.
- Dlaczego chciałeś żebym przyszła?- zapytała.
- Bo cię dawno nie widziałem i jestem ciekawy co u Ciebie słychać.- po tym zdaniu spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.- Dobrze cię widzieć, naprawdę. Jak się czujesz?
- Lepiej, ale pani Pomfrey zaleca żebym się nie stresowała. Przy tym dupku z lochów to niemożliwe.- saknęła.
- Wiesz, chciałem zaprzeczyć, ale chyba niestety mogę życzyć Ci tylko powodzenia, jesteś silna, dasz radę.
- Muszę dać, nie mam wyjścia. Słuchaj... Głupio mi o to pytać...- zaczęła, ale jej przerwał.
- Nie, nie mam z nią kontaktu. Zaczęła mnie unikać od momentu w którym to wszystko miało miejsce, to co stało się w tym pokoju, kiedy padłem i zacząłem błagać ja o przebaczenie. Sądzę, że Ona kogoś ma. Nie wiem dlaczego, ale ja to wiem, ja to czuję, że ona mnie już po prostu nie kocha. Pozwolę jej odejść, nie będę jej zatrzymywać, skoro jest szczęśliwsza beze mnie.
- Remusie...- jej głos się złamał a łza pociekła po policzku. 
- Ej, nie płacz, nie warto się przejmować moimi problemami, naprawdę.- powiedział po czym przytulił ją do siebie.- dobrze, że mam Ciebie i Syriusza, to mi wystarczy, uwierz mi.
 Harry jak zwykle musiał wybrać najbardziej odpowiedni moment ze wszystkich momentów i wszedł do pokoju.
- Hermiono, musimy już iść, Umbridge za nie długo wraca z Ministerstwa.
- Idź, napisz czasami do mnie, trzymaj się.- powiedział huncwot. 
- Obiecuję.
 Zeszła na dół bez Harry'ego, bo Lupin chciał jeszcze z nim porozmawiać sam na sam. Pożegnała się ze wszystkimi i wzięła torbę z jedzeniem od Pani Weasley. Oczywiście znalazła tam tyle smakołyków, że pewnie połowę będzie musiała wyrzucić, bo nie wyrobi się z ich zjedzeniem. Wzięła garść proszku fiuu i weszła do kominka. Zielone płomienie otuliły ją całą a Ona poczuła niemiły uścisk na ciele. Od razu udała się do swojego pokoju w celu odłożenia swojej paczki i pognała na patrol. Miała cichą nadzieję, ze spotka tam Malfoy'a i w końcu z nim porozmawia, ale nigdzie go nie było. Ani na parterze, ani przed szkołą, ani na żadnym z pięter. Dziwiło ją to, bo przecież jej patrol zaczynał się od jutra. Tej nocy przyłapała dwóch krukonów, trzech ślizgonów i jednego gryfona na wałęsaniu się po Hogwarcie w nocy. Odebrała po pięć punktów na głowę i poszła do swojego pokoju. Przebrała się i poszła się położyć. Jutrzejsze zajęcia zaczynała od godziny dziesiątej więc jeszcze musiała iść rano do Snape'a. Nie podobał jej się ten pomysł, ale nie miała za wiele do gadania.  
 Wstał rano naburmuszony jak codziennie i poszedł załatwić poranne czynności do toalety. Wiedział, że zaraz przyjdzie więc musiał opanować swoją złość na cały świat, bo był tego pewien, że jeśli tego nie zrobi, zabije ją dzisiaj i wysadzi tą szkołę w powietrze. Przygotował kociołki, wyciągnął składniki i parę książek. Poprosił skrzata domowego, żeby zrobił mu śniadanie. Zabrał się za czytanie, ale długo sobie i tak nie poczytał bo do pracowni wtargnęła istota o bujnych kłakach potocznie zwanymi włosami. Już chciał się na nią wydrzeć, że nie puka, ale przypomniał sobie, że to nie miałoby całkowicie sensu.
- Trzy kociołki Veritaserum, powodzenia.
 Bez słowa zabrała się za swoją pracę, nie miała zamiaru wchodzić z nim w jakieś rozmowy, nie umiała spojrzeć mu w oczy po ostatniej wymianie zdań. Czas płynął jej szybko, a ona obracała się wśród eliksirów i składników.
- Profesorze, skończyłam robić jeden, ale zrobiłam bazę pod dwa. Za piętnaście minut zaczynają się zajęcia, mogę już iść? 
- Idź, idź.- mruknął, nie przerywając pracy.- widzę Cię dzisiaj o dziewiętnastej tutaj.
 Wyszła z pracowni bez słowa i pomknęła prosto na transmutację. Nie umiała się dzisiaj skupić i przez to Gryffindor stracił 10 punktów. Lekcje minęły jej dosyć szybko i od razu poszła na obiad nie czekając na nikogo.
- Hermiono, zaczekaj!- krzyczał Harry. W końcu udało mu się ją dogonić.- co jest?
- Nic, zły dzień.- odpowiedziała naburmuszona
- No, ale co się stało, przecież jeszcze wczor...- zaczął, ale nie dokończył, bo kiedy wchodzili do wielkiej sali, stanęli jak wryci a oczy postawili w słup. Szybko zrozumieli co się dzieję. Wściekły Blaise, płacząca Ginny, Luna przytulająca rudą. 
- NIE DOTYKAJ MNIE TY WREDNY RUDZIELCU! NIE ROZUMIESZ?! ZOSTAW MNIE, NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE.- krzyczał Zabini w stronę Ginny.
- Hola hola, co tu sie dzieje na Merlina!- do akcji wkroczył wściekły Harry.- trzymaj język za zębami Blaise! 
- Potter, zejdź mi z drogi bo pożałujesz tego bardziej niż twoi rodzice kilkanaście lat temu.- warknął na odczepne członek Slytherinu.
 W mgnieniu oka leżeli na ziemi i okładali się pięściami. Do Wielkiej Sali wkroczyła najmniej potrzebna osoba- Severus Snape. Jak można było się spodziewać, różdżką posłał Harry'ego na ścianę obok, a swojego wychowanka podniósł ręką. 
- Co tu się wyrabia do jasnej cholery!- wrzasnął Snape, a ruch w Wielkiej Sali tak jakby umarł. 
- Ta pokraka się do mnie przystawiała- odpowiedział zniesmaczony.
- Potter dziesięć punktów od Gryffindoru za rozpoczęcie bójki a ty Weasley piętnaście punktów za robienie sobie nadziei. Wariaci- warknął pod nosem.
- O nie!- zdenerwowała się Luna Lovegood. Wszyscy zaczęli przyglądać się tej jakże dziwnej scenie.- Nie ma prawa pan ukarać tak moich przyjaciół!
- Ja już skończyłe...- zaczął wściekle Mistrz Eliksirów.
-... Ale ja nie skończyłam, więc proszę mnie łaskawie wysłuchać.- dopowiedziała za niego.- Jakim prawem dał pan tylko Gryffindorowi ujemne punkty? A czy wie pan może, co on zrobił?- wskazała głową na Zabiniego.- Pierwsze zawrócił Ginny w głowie a kiedy ona już się oparła to wyśmiał ją przy całym Slytherinie! Cóż za pokaz wyższości z ich strony, naprawdę. Czy pan naprawdę nie widzi, że nie tylko Gryfoni są winni? Dlaczego zawsze tylko oni mają obrywać? Ślizgon był tutaj głównym powodem kłótni, więc niech pan w końcu zacznie dostrzegać, że i pana dom nie jest święty, a skoro nie umie pan tego dostrzec, to lepiej jeżeli zrezygnowałby pan z funkcji wychowawcy domu. Dziękuję, skończyłam.
 Na Wielkiej Sali zapanowała cisza. Snape był w takim szoku, że nie miał zbyt inteligentnej miny. Jedyne co zdążył powiedzieć to "Lovegood, do mojego gabinetu." i mruczał coś o dziesięciu ujemnych punktach do Slytherinu. Kiedy Luna wychodziła z Sali, wszyscy oprócz Ślizgonów bili jej brawo. Kto by się spodziewał, że to właśnie Ona się mu postawi, ale jedno jest pewne... nie wiadomo czy teraz wyjdzie z tego żywa.

 Miesięczna przerwa dobrze mi zrobiła, wena powróciła i jest już okej. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze będzie czytać tego bloga... Pierwszy rozdział po dłuższej nieobecności, więc proszę być wyrozumiałym, pozdrawiam, Luna :)                
 

czwartek, 15 października 2015

Rozdział czterdziesty

 Następnego dnia, Hermiona całe przedpołudnie przesiedziała w Dormitorium. Cieszyła się, że mogła już wrócić do żywych i, że w końcu będzie mogła iść na lekcje. Stresowała się dzisiejszym spotkaniem Zakonu, ale podbudowywała ją myśl, że zobaczy Remusa. Postanowiła posprzątać trochę u siebie bez pomocy magii i rzecz jasna czytała zaległe książki. Wzięła pierwszą lepszą do ręki i delikatnie przejechała palcem po pierwszej stronie. Zaczytała się tak, że zapomniała o wszystkim wokół. Nie zauważyła nawet, że Harry z Ronem weszli do jej pokoju.
- Hermiono, idziesz na obiad?- zapytał Harry. Spiorunowała go spojrzeniem i odłożyła książkę.
- Chodźcie i załóżcie pelerynę bo lepiej, żeby nikt nie wiedział, że mnie odwiedzacie, wiecie, że to nie dozwolone. 
 Udali się do Wielkiej Sali i dziewczyna bardzo ucieszyła się widząc to wszystko. Była szczęśliwa, że nie musi już siedzieć sama i nawet jej przyjaciele uważali, że to źle na nią działa. Zajęła miejsce obok Neville'a.
- I jak się czujesz?- szepnął jej do ucha.
- Lepiej, dziękuję za troskę- odpowiedziała i przytuliła go mocno.
 Będąc w jego ramionach, spojrzała na stół nauczycielski aby wyłapać wzrokiem Umbridge. Akurat mówiła coś do niezbyt zadowolonej McGonagall. Chciała odwrócić już wzrok, ale spojrzała jeszcze na osobę z lewej. Patrzył na nią wściekłym wzrokiem, więc natychmiast puściła swojego przyjaciela. Na pewno się na nią wydrze, że ma się nie obściskiwać z idiotami, ale przecież co go to obchodzi? Zajęła się swoim obiadem i rozmawiała z Ginny. Okazało się, że Blaise chciał się z nią spotkać, ale ta odmówiła. Może to i nawet lepiej? Wiedziała, że jej przyjaciółka nie chce mieć nic wspólnego ze Slytherinem, ale może jednak nie warto wrzucać wszystkich do jednego worka? 
- Co wy na mały spacer po błoniach przed spotkaniem?- zaproponowała Hermiona.- Dawno się z wami wszystkimi nie widziałam, proszę, nie dajcie się prosić.
- My z Ronem jesteśmy za, trzeba korzystać z ostatnich w miarę normalnych dni.- powiedział Harry.- Ginny, Neville? 
- Nie ma sprawy. Weźmiemy jeszcze Lunę, dawno z nią nie rozmawiałem.- powiedział Longbottom. Przyjaciółki wymieniły spojrzenie i zachichotały. 
 Umówili się i poszli w swoje strony. Gryfonka pomyślała, że warto wpaść do Snape'a z zamiarem nadrobienia swoich zaległości. Szła do lochów trochę bojąc się jego reakcji na to co dzisiaj zobaczył. Jej zdaniem, nauczyciele nie powinni wtrącać się w życie prywatne swoich podopiecznych, ale nie mogła przecież mu tego powiedzieć, szczególnie, że ostatnio zaczął traktować ją lepiej. Nie pukając, weszła do środka. Liczyła na burzę, ale On tylko siedział przed biurkiem i odwracał długopis w dłoni.
- Panie profesorze, czy mogłabym zająć panu chwilę?- zapytała.
- Już to robisz, czego chcesz?- warknął nie patrząc na nią. Bał się jej wzroku. 
- Chciałam zapytać czy mam wielkie zaległości, bo jeśli tak, to będę nadrabiać je nocami.
- Nie, nie masz zaległości. Miałem kogoś na zastępstwo.- odparł.- sprawowała się bardzo dobrze, można by rzec, że nawet lepiej od Ciebie.
 Poczuła ukłucie zazdrości. Nie wiedziała co ją bardziej zabolało. To, że znalazł sobie kogoś na jej miejsce, czy to, że uważa, że źle wywiązuje się ze swoich obowiązków. Był jeszcze jeden powód, ale nie chciała dopuścić go do swoich myśli, nie to po prostu nie możliwe. Czyżby była zazdrosna po prostu o... Niego? Nie, nie, nie. Tak nie mogło być, ale nagle otworzyła sobie oczy. Te wszystkie zagrywki z jego strony, to jak przychodził do niej do Skrzydła Szpitalnego, to jak ją wczoraj obserwował z myślą, że Ona go nie widzi, ale odbicie w oknie mówiło samo za siebie. To jak zawsze pierwsze ją poniżał a potem przytulał. Ale przecież ktoś taki jak Severus Snape nie może kochać, on nie chce miłości i ona to doskonale wie. Wie również, że to co sobie przed chwilą pomyślała to tylko wytwór jej wyobraźni. Jeśli miałby się w kimś zauroczyć to na pewno nie w niej. 
- Masz zamiar coś odpowiedzieć? jesli nie, to wyjdź stąd.- dodał obojętnie.
- Kto mnie zastępował?- zapytała zdenerwowana.
- A co Cię to obchodzi? Nie wkładaj nosa w nie swoje sprawy!- warknął.
- To akurat jest moja sprawa! To ja tutaj od początku całego mojego zadania z panem współpracuję i mam prawo wiedzieć kto grzebał w moich miksturach.
- Nie interesuj się, powtarzam po raz ostatni. Wyjdź, zanim stracę cierpliwość.
- ZACHOWUJE SIĘ PAN JAK DZIECKO!- wrzasnęła. Miała już tego dosyć, tego jak ją zbywał. Oczywiście nie przemyślała swojego zachowania i tylko patrzyła jak jego twarz z bladej, przemienia się na czerwoną. Wstał i podszedł do niej, łapiąc ją za szatę.
- Nie będziesz mnie oceniać głupia smarkulo! Mam prawo zachowywać się tak jak zechcę i nie twój gówniany interes w jaki sposób funkcjonuję. Powtarzam po raz ostatni, wyjdź stąd, albo użyję niewybaczalnego. Idź pomęczyć kogoś innego, Weasleya, albo Longbottoma.- przeciągnął ostatnie dwa nazwiska.
- Aha, a więc chodzi o Neville'a? Wiem, że nie lubi pan, jak ktoś się obściskuje w pana towarzystwie, ale ja się chciałam tylko przywitać!- saknęła.
- Nie obchodzi mnie to, co łączy Cię z tym kretynem, Granger. Twoje życie, twój wybór. Nie jesteś w centrum wszechświata i nie martw się, nie interesuje mnie twoje życie prywatne, bądź sobie z kim zechcesz.- warknął obojętnie. 
 Zabolała ją Jego obojętność co do tej sprawy. Patrzyli na siebie wściekle i stali blisko siebie. Postanowiła nie dać mu tej satysfakcji z poniżania.
- Proszę mnie puścić, nie mam czasu na pańskie gierki, profesorze.- powiedziała łamiącym się głosem i wyszła. 
 Co za kretyn! Jak mógł dać się tak poniżyć! Okazywać uczucia akurat przed Nią! Przecież jeszcze sobie pomyśli, że mu na niej zależy! Był wściekły, wyjął z barku Ognistą i powirował w swój świat. Tylko jedna szklanka, dzisiaj ważne spotkanie Zakonu, nie mógł nie przyjść. Zaczął rozmyślać i pomyślał, że wyszło na to, że jest o nią zazdrosny. Ha! Dobre sobie i czego jeszcze! Bo przecież nie był zazdrosny, prawda? Kiedy o tym pomyślał, zbladł. Cholera, był zazdrosny o tego kretyna, Longbottoma! O nie, łyknął jeszcze jednego i poszedł pod prysznic.
 Hermiona siedziała w łazience prefektów i próbowała nie uronić ani jednej łzy. Postanowiła, że będzie silna i nie da się temu nietoperzowi z lochów. Wyszła na umówione spotkanie z przyjaciółmi, którzy już na nią czekali. Nie miała najmniejszej ochoty tam iść, ale przecież sama ich o to poprosiła więc wzięła koc z dormitorium i wyszła na główny hol. Wszyscy już tam stali. 
Hermiona poszła z Luną i Ginny przodem, a Harry i Ron rozmawiali z Neville'em o Quidditchu. Znaleźli sobie urocze miejsce pod drzewem i rozłożyli koc. Rozmawiali o wszystkim, o tym co się dzieje w Zamku, o Remusie, o swoich bliskich. Dziewczyna jeszcze bardziej posmutniała na myśl, że praktycznie nie ma rodziców. Chciała szybko zmienić temat.
- Jak myślicie, o czym będzie dzisiejsze spotkanie?- zapytała.
- To podobno bardzo ważne, założę się, że coś związanego z Sami-Wiecie-Kim.- zagadnął Ron. Weszli w dyskusję i tak długo o tym rozmawiali, aż w końcu musieli iść. Rzucili na siebie zaklęcie Kameleona i dyskretnie udali się do Gabinetu Dyrektora. Wszyscy aportowali się po kolei do Nory. Hermiona była jako jedna z pierwszych. Pani Weasley od razu wzięła ją w uściski.
- Dzień dobry pani Weasley. Mogę zapytać, gdzie jest Remus?- szepnęła jej cicho do ucha.
- Po spotkaniu złociutka, po spotkaniu. Remus obecnie jest w swoim pokoju i nie wiadomo czy w ogóle zejdzie, ale powiedział, że masz do niego przyjść po tym wszystkim.- odpowiedziała jej Molly. Dziewczyna ucieszyła się, że Lupin o niej pamiętał i zajęła miejsce obok pozostałych. Długo nie musieli czekać na dyrektora, zjawił się po dziesięciu minutach ze Snape'em u boku. 
- Proszę o ciszę! Nie mam dobrych wieści niestety. Nadchodzą ciężkie czasy dla Zakonu i dla ludzi, stojących po naszej stronie. Severusie, oddaję Ci głos- powiedział Dyrektor.
- Czarny Pan szykuję wielką armię. Nie wiadomo po co mu tyle ludzi, ale musimy być czujni. Nigdy nie wiadomo czy nie będzie chciał zaatakować Zamku. 
 Po tym ostatnim zdaniu wszyscy obecni w pomieszczeniu zbladli. Niektórzy zasłonili sobie usta dłonią, w tym Hermiona. 
- Musimy dowiedzieć się co knuje i czy ma jakieś zamiary. To już zostawiam Severusowi. Mam prośbę dla wszystkich, którzy otrzymali zadania. Przykro mi, ale musicie robić to teraz praktycznie w każdej wolnej chwili. Osoby, które dla nas szpiegują, mają dowiedzieć się coś o nowych Śmierciożercach, którzy są w zamku. Na pewno któreś z uczniów naszej szkoły, przystąpiło do Niego.- rzekł Albus.- Nie możemy dać się zwieść i musimy być czujni na każde nieplanowane sytuacje. Oczy szeroko otwarte, tego musimy się trzymać. To by było na tyle, następne spotkanie będzie za dwa tygodnie, kiedy zbierzemy więcej informacji.- dodał.
- Skoro już po wszystkim, to zapraszam wszystkich na herbatkę.- powiedziała głośno pani Weasley. Nikt nie śmiał jej odmówić, więc wszyscy zajęli miejsca. Hermiona tylko kiwnęła głową mamie Rona, i poleciała na górę...

No! Znalazłam dzisiaj troszkę czasu na napisanie. W naszą parę wstąpiła mała zazdrość, ale tak miało być. Przyznam, że zacznie robić się coraz bardziej szaro w świecie magii, Voldemort ma ciekawe plany, nie powiem. Do następnego, Luna :)