niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział trzeci

Hermionie zahuczało w uszach. Napad? Nie przypuszczała, że tak szybko wszystko się potoczy. Była bardzo przejęta.
-Harry! Ron! Połóżcie go do salonu-krzyknęła roztrzęsiona Molly. Była bardzo blada, sprawiała wrażenie osoby bardzo zmęczonej.
Hermiona pomogła zanieść Lupina do salonu. Nie wierzyła w to wszystko. Nie była nawet pewna czy wszyscy przeżyli... Tak bardzo się o nich martwiła. Zastanawiała się co było przyczyną ataku i gdzie do niego doszło, skoro na zebraniu Zakonu nikt nie wspominał o akcji. Wszystko wydawało jej się podejrzane, ale spięła się jeszcze bardziej kiedy usłyszała trzask aportacji. Zobaczyła Moody'ego, Artura Weasley'a niosącego nieprzytomną Tonks, Freda i George'a którzy lewitowali rannego Billy'ego.
-Szybko! Wszyscy do salonu- powiedziała Hermiona. Widocznie wieści o napadzie szybko się rozpowszechniły bo z kominka wylecial Dumbledore, pani Pomfrey i McGonagall. Dyrektror i Pomona odrazu zabrali za uleczanie. Głos zabrała Minerva:
-Arturze? Co się stało? Było was więcej?
-Gdy przeszukiwaliśmy biuro jednego z podejrzanych, wpadło ich z dwudziestu i musieliśmy się aportować. Tak...był z nami Draco Malfoy-odpowiedział.
Święta trójca wydała z siebie zduszone okrzyki.
-MALFOY?! To pewnie jego sprawka! Na pewno dał im znać, gdzie jesteście!- krzynkął Ron.
-Ron, nie bądź niepoważny. Sam naraził by się na niebezpieczeństwo?-odpowiedziała Hermiona z niedowierzaniem.
-Przez NIEGO Tonks i Lupin mogą się nie wybudzić a ty go jeszcze bronisz?!
W Hermionie się zagotowało. Ron i jego niewyparzony dziób! Przecież to oczywiste, że Malfoy by ich nie zdradził bo sam mógł zginąć. 
-Nikogo nie bronię! Ja tylko myślę logicznie!
-Hermiono, Ron ma rację. To mógł być On. Nie wiesz do czego zdolny jest Malfoy.-Powiedział zdenerwowany Harry.
-Wiecie co? Wasze mózgi potrzebują chyba tlenu, więc radzę wybrać się na spacer.-Warknęła Hermiona.
-O Proszę, jedna lekcja i już przybierasz charakterek Snape'a. A może ty trzymasz z nimi sojusz?-mruknął podejrzliwie Ron.
Łzy napłynęły jej do oczu. Nie pomyślałaby, że mógł posądzić ją o coś takiego. Nie wiedziała co zrobić, czuła, że zaraz się rozpłacze więc poszła bez słowa na górę. Ginny własnie weszła do pokoju, cała z krwi. Widocznie pomoc przy uzdrawianiu dała się we znaki.
-Jestem padnięta. Musiałam posłać tyle zaklęć sprawdzającyh, że chyba już sama nie wiem co...Miona, wszystko dobrze?-Spytała rudowłosa.
A ona nic. Patrzyła tępo w sufit. Bała się cokolwiek powiedzieć bo wiedziała, że głos by jej się złamał.
-Twój b-brat...posądził mnie o przynależność do śmierciożerców-wyrzuciła z siebie i się rozpłakała. Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła a tu już dzwonił budzik! Wstała i wykonała poranne czynności. Gdy zeszła na dół, atmosfera była napięta. Przy stole siedział Moody i pani Weasley.
-Kochaniutka...-zaczęła niepewnie- zjesz coś?
-Nie mam czasu, mogłaby pani mi zapakować? Zjem w zamku-powiedziała bezbarwnie.
Pani Weasley zrobiła to błyskawicznie. Hermiona przyjęła pakunek i weszła do kominka bez słowa. Była bardzo przybita i wciąż chciało jej się płakać. Wiedziała, że Ron jest czasami podły, ale żeby powiedzieć taką rzecz? Nie spodziewała się. Gdy schodziła do lochów, usłyszała krzyki z gabinetu Snape'a.
-NIE ROZUMIESZ?! ONI NIGDY MNIE NIE ZAAKCEPTUJĄ! WEDŁUG NICH JESTEM PODŁYM ŚMIERCIOŻERCĄ!-Ryknął Malfoy.
-Przestań się wydzierać! A czego oczekiwałeś? Że będziesz pił herbatkę z Weasley'ami, pogrywając wesoło w szachy? Draco, opamiętaj się-wrzasnął Snape.
-Nic nie rozumiesz...oni są przekonani, że to JA stoję za tym wszystkim. Czuję to.
I Wyszedł. Hermiona schowała się szybko za filarem, żeby nikt jej nie zobaczył. Weszła do gabinetu.
-Dzień dobry panie profesorze.-powiedziała, nawet na niego nie patrząc. Podeszła do swojego stanowiska i zdziwiło ją to, że nie ma jej zabezpieczonego kociołka z eliksirem.-panie profesorze? Gdzie jest eliksir pieprzowy?
-Dokończyłem go za Ciebie, nie ma czasu na sprawdzanie twoich umiejętności.-warknął.- Dzisiaj dostaniesz parę ksiąg, bardzo starych i niebezpiecznych ksiąg. Musisz się z nimi zapoznać, jesli chcesz zacząć mi pomagać.
-Dobrze, panie profesorze-odpowiedziała.
Coś było nie tak. Czuł to. Przecież ta niewychowana smarkula zawsze znalazła okazję by mu zapyskować. Podszedł do regału i podał jej trzy grube księgi.
-Ile mam na to czasu?
-Myślałem, że to oczywiste.-przykmnął oczy jakby tracił cierpliwość.-będziesz je czytała tak długo aż skończysz. Rzecz jasna, zaznaczyłem Ci fragmenty, które masz przeczytać bo całość zajęłaby Ci miesiąc. Nie żeby to nie było dla Ciebie przyjemne- powiedział ze zlośliwym uśmiechem.
-Dobrze, panie profesorze.-odpowiedziała. Zaczęła czytać, robiąc notatki w międzyczasie.
No nie! Z nią jest serio coś nie tak! Przecież już dawno by się na nią wydarł! A zresztą, nie będzie się przejmował tą głupią dziewuchą. Zaczął myśleć o Draconie. Głupiec. Na co on liczył? Przecież to logiczne, że musi potrwać trochę czasu zanim wszyscy go zaakceptują, chociaż był w stu procentach pewny, że Ci kretyni Potter i Weasley nigdy go nie zaczną chociażby tolerować. Z natłokiem myśli zaczął sporządzać eliksiry pieprzowe. 
-Przepraszam...Czy mogłabym zjeść kanapkę? Jest już po szesnastej i jestem głodna.- Spytała Hermiona.
-Jesli już musisz-mruknął. Sam poczuł się bardzo głodny, więc zrobił sobie przerwę i poprosił skrzaty domowe o obiad.
-Skąd ma Pan te księgi? Są bardzo rzadkie.
-Dostałem od Dumbledore'a, kiedy zacząłem tutaj uczyć.
-Zaciekawiła mnie część o niemieckim alchemiku, który zginął podczas zbierania potrzebnych składników-wypaliła nagle.
Snape przyjrzał jej się uważnie. Nie patrzyła na niego, sprawiała wrażenie chorej.
-Granger, co Ci jest? źle się czujesz?-Spytał niecierpliwie.
-Ja? Och...nie, skądże. Czuję się znakomicie- odpowiedziała zbyt słodkim tonem.
-Mów co Ci jest, przecież widzę.
-Mała sprzeczka z chłopakami.
-Oj-zacmokał.- czyżby nasi wspaniali przyjaciele się pokłócili?-zakpił.
- To nie-jest-pana-sprawa-powiedziała przez zaciśnięte zęby zanim zdążyła się ugryźć w język-...przepraszam.
-Myślę, że na dzisiaj koniec czytania Granger-warknął wściekły.- posprzątaj i wynocha!
-Dobrze panie profesorze.
Szybko zaczęła sprzątać książki, spakowała swoje rzeczy i pozbierała kilka papierków z kanapek.
-Wyno...-zaczął Snape, ale Hermiona mu przerwała.
-Ron posądził mnie o przynależność do śmierciożerców, tylko dlatego, że obroniłam Dracona w kłótni. Dobranoc- powiedziała beznamiętnie i wyszła z sali.
Snape stanął jak wryty i patrzył w drzwi, przez które wyszła Hermiona. 

Kochani, jest mi niezmiernie miło, że jest już tyle wyświetleń na blogu! Chciałabym serdecznie podziękować Suzannie oraz Gabi za komentarze i miłe słowa. PS nie martwcie się. Akcja pomiędzy Snape'em a Hermioną jeszcze się nie rozkręca. Mogłabym powiedzieć nawet, że trochę się pogorszy po tej rozmowie. Trzymajcie się :) Luna.


 

2 komentarze:

  1. "-MALFOY?! To pewnie jego sprawka! Na pewno dał im znać, gdzie jesteście!- krzynkął Ron." czytając to powiedziałam niecenzuralne słowo na "o", ale nie chcę być wulgarna w komentarzu, więc napiszę "odwal się od Draco" "-Wiecie co? Wasze mózgi potrzebują chyba tlenu, więc radzę wybrać się na spacer.-Warknęła Hermiona." - zgadzam się z Mioną w 100% jak w nie więcej :-P "-NIE ROZUMIESZ?! ONI NIGDY MNIE NIE ZAAKCEPTUJĄ! WEDŁUG NICH JESTEM PODŁYM ŚMIERCIOŻERCĄ!-Ryknął Malfoy." - zrobiło mi się smutno... biedny Draco :-( "No nie! Z nią jest serio coś nie tak!" - wybuchłam śmiechem hahahaha "-Ron posądził mnie o przynależność do śmierciożerców, tylko dlatego, że obroniłam Dracona w kłótni. Dobranoc- powiedziała beznamiętnie i wyszła z sali." - znowu padło niecenzuralne słowo dotyczące Rona, tym razem na "s", ale z wyżej wymienionych powodów napiszę: co za idiota, palant, kretyn, bezmózgi debil.... Mój Draco... zawsze pokrzywdzony, dobrze Miona, ze go obroniłaś.
    Dzisiaj taki nietypowy komentarz, ale mam nadzieje, że Ci to nie przeszkadza hehe Oprócz tego powiem krótko, że ten rozdział podobał mi się najbardziej z tych 3 (nie znaczy to, że tamte są złe xD) :-D Już nie mogę się doczekać kolejnego!! Oby był jak najszybciej <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń