sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział ósmy

Ginny siedziała w swoim pokoju i patrzyła się tępo w krajobraz za oknem. Nie miała już siły się ukrywać. Była pewna, że Go kochała, ale co miała teraz zrobić? Remus jest z Tonks, to byłoby nie okej, gdyby przez nią się rozeszli prawda? Ale przecież Oni ciągle się kłócą, to niemożliwe żeby byli razem jeszcze dłużej. Pisnęła, gdy ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Remusie, nie strasz mnie tak! 
- Przepraszam... Co się stało, dlaczego płaczesz?- wyszeptał Remus.
- Mam dosyć... to wszystko mnie przytłacza, ja Cię kocham, nie umiem tego ukryć. Myślę, że chyba rozumiesz...- odpowiedziała zrezygnowanym tonem.
- Słuchaj, to co Ci teraz powiem, może wpłynąć na Twoją... Naszą przyszłość. Ty też nie jesteś mi obojętna, ale jestem z Nimfadorą. Mam zamiar się z nią rozstać- odetchnął i złapał jej małą twarz w swoje dłonie. Szybko dodał, kiedy widział, że Ginny chce coś powiedzieć.- Nie! Nie przez Ciebie, rozumiesz? Po prostu nie dogaduje się z nią i tyle. Potrzebuje stabilizacji a Ona ciągle ma jakieś "ale". Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale mogłabyś poczekać? Tylko z nią skończę... proszę.
Stała jak zaczarowana. Była wniebowzięta. W środku czuła jak motylki obijały się o ściany jej wnętrza a na zewnątrz stała z poważną miną. 
- Zaczekam. Ale nie każ mi długo czekać.- Powiedziała i została porwana do namiętnego pocałunku. Rzecz jasna Hermiona nie mogła wybrać sobie lepszego momentu na przekazanie informacji o zebraniu. Nie podnosząc głowy z nad notatek weszła i powiedziała:
- Ginny, dzisiaj spotkanie Zakonu wieczor...- zastygła w przerażeniu. Para na którą patrzyła poszła w jej ślady i miała wrażenie jakby była w lustrzanym odbiciu.- Przepraszam- pisnęła i wybiegła. Nie umiała pozbierać swoich myśli, czyli jednak są razem.
- Granger, podejdź tutaj- warknął Snape.- przynieś mi herbaty.- zażyczył sobie.
- Proszę?- myślała, że się przesłyszała.- czy ja wyglądam panu na kurę domową?
- Bez-dyskusji- powiedział, przez zaciśnięte zęby. Podziałało. Hermiona poszła i zrobiła mu czarną herbatę.
- Proszę profesorze.- powiedziała wymuszonym tonem.
- No, jednak potrafisz być miła- zakpił.- Myślę, że będziesz mogła zacząć mi pomagać.
- Na czym będzie polegała moja pomoc? Jaki eliksir będziemy robić?
- Wszystko w swoim czasie Panno Granger -odpowiedział spokojnym tonem.- jutro powiem Ci co i jak. Myślę, że powinnaś dać sobie radę.-dodał pewnie. 
Czy Snape własnie ją pochwalił? Ten świat upada na głowę! Chciała iść do pokoju, ale zapomniała, że Ginny ma... gościa. Postanowiła przejrzeć swoje notatki. Dużo ich było, ale wiedziała, że nie może zawieść w takiej chwili. Zakon ją potrzebował, nie mogła ich teraz zostawić. Przymknęła na chwilę oczy. Wyobraziła sobie wakacje w domu... Jej mamę, która krzyczała na tatę o to, że zjadł jej ostatnie ulubione ciastko. Wypady do mugolskiego kina i rzecz jasna, piękne wieczory w ogrodzie, kiedy mogli porozmawiać o wszystkim. Teraz nie ma nic. Jej rodzicie nie wiedzą, że istnieje. Gdyby nie rzuciła na nich tego zaklęcia, naraziłaby ich na śmierć a przecież tego nie chciała. 
- Granger, nie maż się! Czemu płaczesz... -zapytał Snape.
- Oh, niech Pan usiądzie- po czym zabrała nogi z kanapy- nie wiedziałam, że jest Pan jeszcze w Norze. Płaczę... bo jestem smutna, to chyba normalne prawda?
- Ale ja się pytam dlaczego płaczesz.
- No cóż, nie wiem czy chcę o tym mówić.
- Granger, mamy czas. Do spotkania zostały jeszcze dwie godziny- powiedział niecierpliwie.
- Dobrze, ale żądam dyskrecji. Widzi Pan, czasami wojna wymaga poświęceń. Moi rodzice są mugolami, zresztą ja też. Nie jestem mile widziana w magicznym świecie przez mroczną stronę a tym bardziej moi rodzice. Byli narażenia na niebezpieczeństwo.- powiedziała powoli.
- Jak to "byli"? -zaciekawił się Snape.
- No bo widzi Pan... Zanim tutaj przyjechałam, byłam w domu. Tam spędziłam z rodzicami tydzień, ale wiedziałam, że zaczyna robić sie gorąco więc postanowiłam ich opuścić. Nie chciałam ich ranić bo wiedziałam, że byłaby to dla nich informacja zabójcza. Postanowiłam rzucić "Obliviate" na moich rodziców. I wyszłam, zostawiając za sobą większą część mojego dotychczasowego życia.- skończyła a On nie wiedział co powiedzieć. Nie przypuszczałby, że Granger posunie się do czegoś tak odpowiedzialnego. Wiedział, że nie mógł jej teraz zgasić bo mogłoby to źle poskutkować.
- No cóż... Zdziwiła mnie twoja odpowiedzialność i na Boga! ty masz chyba mózg... Myślę, że to da się odwrócić, ale nalepiej zrobić to po wojnie. Kiedy już może wygramy.- próbował ją wesprzeć a ona to doceniła. Rozmawiali o tym, o planach zakonu, o eliksirach aż do spotkania Zakonu. W końcu wszyscy zaczęli się zbierać do kuchni, która była już powiększona. Kiedy wszyscy zajęli miejsca Dyrektor wstał. Dopiero teraz zauważyła, że Molly Weasley płacze, a jej mąż- Artur dzielnie ją podtrzymuje.
- Drodzy przyjaciele, mam złe wieści... Charlie Weasley został uprowadzony.- po tych słowach wybuchły przerażone szepty i zduszone okrzyki. Mniej więcej po minucie Dyrektor dodał- przykro mi, ale... nie wiadomo czy on żyje. 

Szczerze, coraz częściej zastanawiam się co zrobić z Ginny i Remus'em. Może jednak coś z tego będzie? Tak czy inaczej, dziękuję za 300 wyświetleń na blogu i pozdrawiam gorąco wszystkie moje czytelniczki. Nie martwcie się. To, że Snape pochwalił Hermionę, nie oznacza, że już będą razem :) Luna.

2 komentarze:

  1. Hmm, w sumie możesz stworzyć Renny, nigdy o tym nie czytałam xD Może być ciekawie hahaha Rozdział taki ponury trochę, ale w żadnym stopniu nie jest gorszy od pozostałych :-) Czekam na rozdział 9 ^^
    Pozdrawiam ;-)
    Ps. Zapomniałabym... Umieściłam Twój blog w polecanych na moim blogu, mam nadzieje, że się nie obrazisz ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety... mój humor jest podły, nie umiem się jakoś pogodzić z utratą, ale już jest lepiej! Rozdział pojawi się w nocy. Jasne, dziękuję z całego serca i broń Boże, nie obrażę się. Luna :)

    OdpowiedzUsuń