Popołudnie minęło jej szybciej niż zwykle. Zabrała swoje rzeczy i poszła do pokoju wspólnego. Przy kominku jej przyjaciele siedzieli i grali w szachy więc postanowiła się do nich dosiąść.
- Cześć, jak wam idzie?- rzuciła i opadła na kanapę obok Harry'ego.
- Dobrze, zaraz musimy wziąć się za lekcje.- powiedział znacząco do Rona. Coś tutaj nie było na swoim miejscu. Rudzielec już dawno poprosiłby ją o pomoc a On siedzi ze wściekłą miną i nawet się na nią nie spojrzał.
- O co Ci chodzi?- zapytała rozeźlona Hermiona.
- Ty się jeszcze pytasz?!- ryknął Ron.- Dostałem sowę od mamy i wyobraź sobie, że jakaś czarownica wparowała do MOJEGO domu w celu zbawienia tego kundla! Masz taką manię na punkcie dobra, że nie dostrzegasz zła u swoich! Zamiast wspierać Ginny to jeszcze rzucasz jej kłody pod nogi. Tak się nie zachowuje przyjaciółka a ja nie dam ranić swojej siostry, rozumiesz?!- dodał sapiąc wściekle.
- A CHCESZ ŻEBY SOBIE COŚ ZROBIŁ?! JEŚLI WSZYSCY SIĘ OD NIEGO ODWRÓCĄ TO ZA NIE DŁUGO BĘDZIEMY MOGLI SZYKOWAĆ POGRZEB!- wybuchnęła.
- Mam nadzieję.- Ron nie przemyślał tego co powiedział i czuł od razu, że to gruba przesada. Granger podniosła się i spoliczkowała chłopaka.
- Ja-ja nie wierzę w to co powiedziałeś!- powiedziała łamiącym głosem.- Każdy popełnia błędy, ale ty jesteś strasznie egoistyczny! Ginny cierpi to fakt, ale ja nie zostawiam przyjaciół A JAKBYŚ CHCIAŁ WIEDZIEĆ TO LUPIN TEŻ NIM JEST!
- Uspokójcie się! Ron, zważaj na słowa bo Ja jestem po stronie Hermiony. Uważam, że zrobiła dobrze zawiadamiając Twoich rodziców.- rzekł Potter.
Wybiegła z Pokoju Wspólnego i wręcz leciała do lochów. Czerwona mgiełka przed oczami powiększała się z sekundy na sekundę. Zapomniała odbierać punkty za niewłaściwe zachowanie. Uczniowie odsuwali się jej z drogi, nigdy nie widzieli żeby Hermiona Granger była taka wściekła. Głowa miała jej wybuchąć z natłoku myśli. "Mam nadzieję", "w celu zbawienia tego kundla" - Te zdania ciągle pojawiały się w Jej głowie. Wpadła do pracowni jak strzała na co Snape stanął jak wryty.
- Minus dziesięć punktów od Gryffindoru, Granger. Ile razy mam ci mówić, że masz pukać!
- Nie mam ochoty na Pana gierki.
- MINUS PIĘĆDZIESIĄT GRANGERRRR!
- A niech będzie i sto.- warknęła.
- Wedle życzenia panno Granger.- uśmiechnął się jadowicie.
Zalała ją fala furii. Jak On kochał ją denerwować, ale nie umiał wyczuć granicy. Wzięła się za Veritaserum i postanowiła się nie odzywać do końca ich spotkania. Snape przyglądał jej się z ciekawością, ale wiedział, że musi chwile zaczekać żeby o coś zapytać. Praca szła jej monotonnie i źle, ale nie poddawała się.
- Możesz mi wyjaśnić dlaczego wpadłaś tutaj jak bomba?- zapytał rozbawiony. Hermiona opowiedziała mu całą sytuację na co dostała tylko nieodgadniony wyraz twarzy.
- Z pewnością Weasley to największy kretyn jakiego spotkałem i właśnie moje zdanie się jeszcze bardziej potwierdziło. Moim zdaniem postąpiłaś słusznie i o Bogowie! Potter też!- skrzywił się.
- Harry nie jest taki zły, dlaczego Go Pan tak nie lubi?- zapytała.
- Nie będę Ci się zwierzać- warknął.
- Jak Pan sobie chce, ale niech Pan uwierzy, że może czasami ma ochotę na zabicie Pana, to zawsze stara się Pana bronić przed Ronem.
Snape parsknął. Nie wyobrażał sobie tego jak Potter broni Go przed Weasley'em, jednak ta wiadomość go zaskoczyła. Nienawidził Go za to, jaki był Jego ojciec i z pewnością nigdy się do niego nie przekona. To był przecież P-O-T-T-E-R.
- Nad czym pan myśli?- zaśmiała się dziewczyna.- ma pan dziwny wyraz twarzy.
- Nie interesuj się, Granger. Po prostu się zamyśliłem i tyle. Bierz się do roboty a nie, będziesz mi tutaj bąki zbijać.
Hermionie było już lepiej, rozmowa ze Snape'em poprawiła jej humor. Na początku ją zdenerwował, ale co jak co, ten nietoperz umie poprawić nastrój. Dokończyła swoją pracę i wypuścił ją o godzinie dwunastej trzydzieści. Była strasznie zmęczona, ale oczywiście wpadła na Malfoy'a. Od razu przypomniało jej się o co prosiła ją profesor McGonagall.
- Hej, zaczekaj! Słuchaj, może jutro pójdziemy razem na patrol, co?- zapytała.
- Od kiedy ktoś z zakonu chce ze mną rozmawiać?- rzucił przez ramię.
- Nie daj się prosić, Draco.
Gdy usłyszał jego imię a nie nazwisko, poczuł miłe ciepło w sercu. Przyzwyczaił się, że członkowie zakonu go nie trawią, ale zawsze chciał mieć chociaż jedną osobę, której mógłby się wygadać.
- O dwudziestej trzeciej przy wielkiej sali, Gr...Hermiono.
Dziewczyna parsknęła i szła wolno korytarzami Hogwartu. Przechodziła obok wielkiej sali. Ciekawe jak tam punktacja pomysłała zdołowana. Spojrzała na wielką tablicę wyników.
SLYTHERIN: 120 PKT
RAVENCLAW: 112 PKT
GRYFFINDOR: 132 PKT
HUFFLEPUFF: 110 PKT
Hermione zamurowało. Gryffindor rano miał 132 punkty czyli Snape musiał się zlitować. Spojrzała na korytarz wiodący do lochów i lekko się uśmiechnęła.
Nowy rozdział! :) Chcę was bardzo pochwalić! Statystyki na blogu rosną i rosną, jesteście wspaniali, dziękuję, że mam dla kogo pisać. Dzisiaj bardzoooo dużo dialogów, ale myślę, że to nie problem. Pozdrawiam, Luna :)
Aww :3 lubię jak Hermiona przyjaźnie traktuje Draco w ff i jak jest ukazany "ludzko" ^.^
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, lekki rozdział
Aww :3 lubię jak Hermiona przyjaźnie traktuje Draco w ff i jak jest ukazany "ludzko" ^.^
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, lekki rozdział