wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział trzydziesty drugi

 Szybko pobiegła do swojego dormitorium żeby założyć bluzę, bo robiło się coraz chłodniej. Była oburzona zachowaniem Snape'a. Myślała, że Dyrektor wie o Eliksirze Argulusa chociaż było podejrzane to, że Dumbledore jak i członkowie Zakonu zgodziliby się na produkowanie takiego świństwa. Zbiegła na dół po schodach i o mało nie wpadła na Malfoy'a.
- Gotowa?- zapytał na odczepne.
- Gotowa.
 Szli korytarzami i nie odzywali się do siebie. Panowała gęsta atmosfera, oboje bali się cokolwiek powiedzieć. Podczas dziesięciu minut odebrali łącznie trzydzieści pięć punktów.
- Co u Ciebie słychać?- zaczęła delikatnie Hermiona. Usłyszała tylko prychnięcie.
- A co może u słychać u Kogoś takiego jak Ja? Nikt ze mną nie rozmawia, zostałem wyrzutkiem społecznym, ale mam ich wszystkich gdzieś. Kiedyś jeszcze zapłacą za swoje czyny.
 Znowu nastała cisza. Granger chciała się już odgryźć i powiedzieć mu, że to właśnie On teraz płaci za swoje czyny, za wszystkie krzywdy które wyrządził ludziom, ale wolała się powstrzymać. 
- Nie przesadzaj. Nie wszyscy się od Ciebie odwrócili. Masz Mnie, Zakon...
- Jaki Zakon! Przecież Oni mnie tam nienawidzą i nie dziwię im się.- ryknął.
- Csii.- oburzyła się.- Bo jeszcze zaraz my będziemy mieli odjęte punkty jak wyjdzie McGonagall albo Snape! Zrozum to w końcu, że na normalne traktowanie trzeba sobie zapracować. Nie możesz być ciągle dla wszystkich niemiły, musisz nam udowodnić, że chciałeś przejść na naszą stronę. Ja już się przekonałam więc wybaczyłam Ci wszystko, bo nie żywię długo urazy w sobie. 
- Taki Weasley czy Potter nigdy mnie nie zaakceptują, nie rozumiesz?- warknął.
- A na co ty liczyłeś? Dostaniesz się do Zakonu i wszyscy powitają Cię z ciepłym kubkiem herbaty i ciasteczkami? Draco, przejrzyj na oczy! Jest wojna, nie dziw się, że są podejrzliwi wobec Ciebie, szczególnie, że pomiędzy Nami nigdy nie było dobrze. Nie mówię Ci tego, żeby Ci dopiec, ale żebyś w końcu zrozumiał...
 Szli dalej w ciszy i nie odzywali się do siebie. Młody Ślizgon miał zamyślony wyraz twarzy, więc pewnie właśnie analizował to co powiedziała mu Hermiona. Obeszli zamek jeszcze raz i rozeszli się do swoich pokoi. Była strasznie załamana obrotem spraw, bo bała się, że jeszcze bardziej pogorszyła relacje z Draconem. Położyła się, nie myśląc już o niczym...
 Nastał piękny niedzielny poranek. Stop. Dla Severusa Snape'a był On brzydki i zwyczajny. Ubrał się i poszedł na śniadanie do Wielkiej Sali. Omiótł salę spojrzeniem i zajął swoje miejsce. Granger, Weasley i Potter jak zwykle siedzieli nachyleni nad sobą i na pewno spiskowali. Zastanawiał się, jakim cudem panna Wiem-To-Wszystko ma czyste włosy po każdym posiłku skoro za każdym razem jak się nachyla, jej kłaki lądują w jedzeniu. Obiecał sobie, że się ją o to zapyta wieczorem. Ich wzroki spotkały się na chwilę, ale szybko spuścił go na swój ubogi talerz i ukrył się za ręką. Nie wiedząc czemu, zarumienił się, ale od razu skarcił siebie w myślach. Głupi, stary prostak! Jeszcze tego mu trzeba, żeby ślinił się do jakiejś pustej małolaty. No dobra, pusta to Ona nie jest, ale małolata! Karcił się w myślach i znowu spotkał jej wzrok. Tym razem chichotała w rękę, o co jej do cholery chodzi? Myślał przez moment i zdał sobie sprawę, jak głupio musiał wyglądać karcąc się w myślach i mówiąc szeptem sam do siebie. Wyszedł czym prędzej z Wielkiej Sali odejmując wszystkim punkty za nic. To była jedyna rzecz, którą kochał. Musiał iść do Granger i wytłumaczyć jej, że i tak musi z nim pracować czy jej sie to podoba czy nie. Nie chciał się przyznać przed sobą, że jej potrzebował, ale w głębi duszy tak czuł. Wysłał jej patronusa z informacją o natychmiastowym przybyciu do jego gabinetu. Zjawiła się za około piętnaście minut.
- Stało się coś?- zapytała.
- Tak, stało. Czy Ci się to podoba czy nie, będziesz dla mnie pracować.
- NIE BĘDĘ WYKONYWAĆ TEGO ELIKSIRU BEZ ZGODY DYREKTORA!- warknęła.
- Silencio.- machnął różdżką znudzony do szpiku kości.- posłuchaj mnie głupolko. Będziesz produkowała co mi się żywnie spodoba, choćby miał to być Wywar Żywej Śmierci. Jak mi się sprzeciwisz to osobiście doleję Ci kroplę do herbaty, jasne?- dodał, odblokowując jej mowę.
- Brawo, panie profesorze. Szantaż, naprawdę szantaż? Nie spodziewałabym się tego po panu.- miała już wychodzić, ale chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.
- Zostań na chwilę...

Baaardzo krótko, ale też bardzo zaskakująco na koniec. Nie martwcie się, to tylko przebłyski uczuć, nic więcej na razie. Rozdziałów będzie ponad sto więc mają dla siebie jeszcze dużo czasu. Pozdrawiam, Luna. 

2 komentarze:

  1. "Zostań na chwilę..." mmm... ^.^
    No cóż, krótkie, ale fajne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No no, zaczyna sie robic coraz ciekawiej ^^

    OdpowiedzUsuń